Titania
przyglądała się różnym wypiekom, które były wystawione za szybą w cukierniczej
ladzie. Każde z nich wyglądało niesamowicie i niezwykle smakowicie. Kątem oka
dostrzegła truskawkowy tort z cukrowymi zwierzątkami na wierzchu, na który
miała ochotę od dłuższego czasu. Zaraz… co ona tu robiła? Ach tak! Przecież
jutro chciała wyprawić przyjęcie powitalne dla Mei! Szukała odpowiedniego
ciasta. Zastanawiała się, czy dziewczyna może się tego po niej spodziewać. W
końcu tyle czasu się nie widziały, więc ten dzień musiał być wyjątkowy.
Poprosiła już o pomoc Mirę i Levy, uprzednio im wszystko wyjaśniając.
Poprawiła
białą sukienkę. Było jeszcze bardzo ciepło, mimo późnej jesieni. Wpadł jej do
głowy pewien pomysł.
Pojawił
się sprzedawca.
-
Oh… panna Scarlet. Słucham? Pewnie chce pani kupić ciasto truskawkowe, prawda?
– spytał uprzejmie.
- To
przy okazji – uśmiechnęła się. Zerknęła jeszcze raz na wypieki. – Poproszę ten
brzoskwiniowy. Przybyła nowa członkini – uściśliła.
-
Oczywiście, już podaję. Czy może coś napisać? – schylił się, wyciągając świeżo
zrobione ciasto.
-
Hm… może… Witamy w Fairy Tail? – zaproponowała. Chciała wymyślić coś lepszego,
ale tylko to wpadło jej do głowy.
Cukiernik
potaknął i z uśmiechem oddalił się w głąb sklepu z zamówieniem.
Tak,
to będzie niezapomniany dzień, pomyślała, układając w głowie plan.
Niedługo
potem sprzedawca zjawił się z powrotem z różowym i białym pudełkiem w rękach.
Dziewczyna odebrała pakunki, zapłaciła i wyszła na zewnątrz. Musiała szybko
dostać się do dormitorium dziewcząt, żeby słodkości się nie rozpłynęły.
Po
drodze spotkała idącą w jej stronę dziewczynkę z białą kotką u boku.
-
Witaj Wendy – uśmiechnęła się. – Idziecie do gildii z Carlą?
-
Tak – potwierdziła ucieszona niebiesko włosa.
-
Dobrze. Nie widziałyście może Natsu i Lucy? – spytała zaciekawiona. Istotnie,
tych dwoje razem z Happy’m nie było już od kilku dni.
-
Nie – westchnęła Carla. – Nie ma ich, więc jest strasznie cicho, co jest już
irytujące…
Chyba się przyzwyczaiłyśmy do tego hałasu – mruknęła, zerkając na
pudełka w rękach Erzy.
Podchwyciła
spojrzenie kotki.
-
Tort. Jutro wyprawiamy przyjęcie powitalne dla Mei – poinformowała obie. –
Robię jej niespodziankę. Przyjdźcie na plaże, będzie ciekawie.
Oczy
dziewczynki zalśniły.
-
Możemy? Carla, trzeba iść na zakupy! – ucieszyła się.
-
Eh… - jęknęła kotka.
-
Weźcie ze sobą stroje – puściła im oko, chcąc już iść dalej.
-
Ano… Erza?
Spojrzała
uważnie na zakłopotaną dziewczynkę.
- Bo
tak się zastanawiałam… Mei mi kogoś przypomina… - zaczęła nieśmiało, gniotąc w
dłoniach fałdę sukienki. – To jest siostra Jellala, prawda?
Titania
wpatrywała się w nią, milcząc, co jeszcze bardziej kłopotało Wendy. Szybko się
domyśliła. Erza nikomu o tym nie mówiła, mogli się tego domyśleć ci, którzy
dłuższy czas przebywali z chłopakiem, żeby ujrzeć ich podobieństwo.
-
Tak – potwierdziła, czekając na reakcję towarzyszki.
-
Tak myślałam. To dobrze… Ona jest taka miła, jak on i ładna – zarumieniła się,
kiedy spojrzała w oczy czerwono włosej.
-
Wiem. I świetnie gotuje – wspomniała, przypominając sobie wczorajszą wspaniałą
kolację w dormitorium, jaką im zrobiła. – Wendy, muszę iść, bo ciasto się
zepsuje, przez ten upał.
Smocza
zabójczyni potaknęła i nie zatrzymywała dłużej maga klasy S. Ta ruszyła, by
czym prędzej dostać się do dormitorium, a miała sporo do przejścia. Na
szczęście nie zastanie tam Mei, która dopiero jutro miała wrócić do Magnolii.
Natsu
kopnął nogą drzwi, które otworzyły się na oścież z impetem.
-
Wróciliśmy! – ryknął radośnie, wchodząc do budynku gildii.
Wszyscy
tam zebrani powitali ich chórem. Wypytywali o długa podróż i szczegóły zadania.
Lucy widziała, że chłopak po przyjeździe jest bardzo radosny, taki jak zawsze. Cieszyła
się, że są już w Magnolii, z daleka od tego typka…
Rozejrzała
się wokół, wypatrując jasnoniebieskich falowanych włosów. Levy siedziała
niedaleko, otoczona kilkoma książkami i z czerwonymi okularami na nosie czytała
je w szybkim tempie.
Podeszła
do niej, przeciskając się między stłoczonymi magami.
-
Lu-chan! – zawołała, zauważywszy, że dziewczyna się zbliża. – Długo was nie
było.
-
Levy – ucieszyła się i usiadłszy obok niej, uścisnęła ją.
- No
to opowiadaj, gdzie się podziewaliście – złapała ją za dłonie i spojrzała
głęboko w oczy.
Przygryzła
wargę, spuszczając wzrok.
Niebiesko
włosa przyglądała się jej w wyczekiwaniu. Zaczęła mówić po cichu o wszystkim,
co się stało, żeby tylko przyjaciółka mogła ją usłyszeć. Wszyscy byli zajęci
obserwowaniem, wydurniającymi się Natsu i Happy’m, którzy przedrzeźniali się z
Gray’em. Nikt prócz niej, nie mógł jej usłyszeć. Szeptała, czując wypieki na
twarzy i zbierające się w oczach łzy. Było jej wstyd, że dała się tak łatwo
podejść. Gdyby nie było tam Smoczego Zabójcy…
Pod
koniec wytłumaczyła ich opóźniony powrót do Magnolii.
-
Wiesz… Natsu nie zdążył wyjść z pociągu i pojechał do innego miasta, a później
znowu gdzie indziej i krążył tak przez kilka dni. Zabawne, że nikt z
podróżujących się nie skapnął. A my z Happy’m musieliśmy go znaleźć –
zachichotała nerwowo, zerkając ukradkiem na przyjaciółkę.
Levy
westchnęła i opiekuńczo chwyciła dłonie Lucy, dodając jej tym samym otuchy.
-
Lu-chan… już jest dobrze, nie ma tu Clauda, więc nie martw się – pocieszała ją.
– Właśnie. Wiem jak się zrelaksujesz! – dodała entuzjastycznie, potrząsając jej
rękoma.
- W
sensie? – bąknęła zdezorientowana.
-
Jutro urządzamy Mei przyjęcie powitalne na plaży. Erza wszystko organizuje i
jest strasznie podekscytowana. Pomagamy jej w tym z Mirą, więc może chciałabyś
się przyłączyć? – spojrzała jej głęboko w oczy, mając nadzieję, że się zgodzi.
Heartfilia
właściwie była zmęczona i nie bardzo miała ochotę na takie rzeczy, jednak Levy
miała rację. Chciała wyciągnąć ją z przygnębienia i pomóc się jej odprężyć. Bardzo
tego potrzebowała.
-
Jasne – zgodziła się po długim zastanowieniu.
Przyjaciółka
rzuciła się na nią i trzymając ją w objęciach, wyszeptała:
-
Wszystko będzie dobrze…
Kiwnęła
głową i powstrzymując łzy, odwzajemniła uścisk. Odsunęły się od siebie i obie
uśmiechnęły się pogodnie. Nie mogła przecież wiecznie myśleć o tym, co było,
jeszcze wiele przed nią.
-
Właśnie… Jak tam Gajeel? – uśmiechnęła się chytrze.
Zaskoczona
pytaniem McGarden, zmieszała się i dostając różowych wypieków na policzkach,
zaczęła uciekać wzrokiem i kręcić głową.
-
Ano… No wrócił już z Juvią – mruknęła, gniotąc dłońmi sukienkę.
-
I…? – Lucy próbowała jak najwięcej wyciągnąć od dziewczyny, która ostatnio tak
niewiele jej mówiła.
- Rozmawialiśmy
przez chwile, ale jemu się gdzieś bardzo spieszyło i później nie specjalnie
miałam okazję go zobaczyć – westchnęła zawiedziona.
Blondynka
spoglądała na nią, ciekawa, co takiego jest z tym magu, że podoba się on Levy.
Nie był specjalnie urodziwy, nawet miły, a opryskliwy i arogancki. Widocznie
coś się musiało między nimi wydarzyć. Martwiła się tylko, czy to zauroczenie
nie jest jednostronne.
-
Wiesz… Jak nie dzisiaj, to spotkacie się jutro na tym przyjęciu – stwierdziła,
wyobrażając sobie tą sytuację.
-
Nie wiem, czy on tam przyjdzie, mam nadzieję, że tak – uśmiechnęła się
rozmarzona.
- W
takim razie Levy, chodźmy się gdzieś przejść, co? Strasznie jest tutaj gorąco –
Lucy wstała, machając dłońmi przed twarzą.
Dziewczyna
potaknęła i z ochotą obie wyszły na zewnątrz budynku.
Wróciła
z powrotem do swojego domu, zmęczona chodzeniem po rozgrzanych od gorącego
słońca ulicach i przygotowaniami do jutrzejszej zabawy. Rozmawiały zupełnie na
luzie o ubraniach, książkach i chłopcach. Przyjaciółka skutecznie odciągała ją
myślami od Clauda, jednak teraz, kiedy jest sama, wspomnienia wróciły.
Zapaliła
światło. Mieszkanie było czyste, więc maniakalne sprzątanie było daremne. Podeszła
do uchylonego okna. Powietrze nie było już takie duszne. Na ciele wyczuwała przyjemne
podmuchy nocnego wiatru. Niebo lśniło gwiazdami, tworząc piękny widok.
Noc
idealna dla zakochanych par.
Westchnęła
rozmarzona, opierając głowę o dłonie, a łokcie na parapecie. Żałowała, że
musiała rozstać się z przyjaciółką, ale zmęczenie dawało się jej we znaki, więc
mimo szczerych chęci musiała odsapnąć.
Zerknęła
na ulicę. Zauważyła ciemną, smukłą postać, wpatrującą się w jej okno. Nie mogła
ujrzeć twarzy, chociaż starała się maksymalnie wytężyć wzrok. Przeszedł ją
dreszcz.
To
mógł być ten lokaj. Teraz stał się jej dręczycielem?
Zamknęła
ono i roztrzęsiona, podbiegła do drzwi, zatrzaskując je na klucz. Nikt nie
wejdzie.
Wbiegła
do łazienki, do najdalszego kąta od strony ulicy. Usiadła skulona na kafelkach,
czując jak po policzkach spływają jej łzy.
-
Natsu… boję się, gdzie jesteś? – załkała.
Nie było
go z nią, chociaż tego potrzebowała. Chciała, żeby jak wtedy chronił ją, objął
ramionami i mówił, że nic się nie stanie.
Złapała
rękoma za kolana i przyciągnęła je bliżej klatki piersiowej. Wokół panowała
ciemność. Jedynie nikłe światło wlatujące przez okienko, rozjaśniało kawałek
podłogi. Oparłszy się o ścianę, zamknęła oczy. Próbowała uspokoić władające jej
ciałem dreszcze.
-
Proszę… - szepnęła.
Powoli
przez narastającą duchotę, czuła zawroty głowy, które coraz bardziej się nasilały.
Tracąc przytomność, zapamiętała ciche otwieranie drzwi do łazienki i podchodzącego
do niej mężczyznę. Zemdlona, ciężko osunęła się na twardą posadzkę.
Głos.
Wyraźnie usłyszał jej cichy, przerażony szept. Uważnie nadstawił ucha,
zatrzymując się w zadaniu ciosu, stojącemu przed nim Gray’owi. Oboje trzymali
się za ubrania i zanim Natsu, zdążył zareagować, poleciał do tyłu, przyjmując
uderzenie w szczękę.
- I
znowu cię pokonałem skośnooki – Lodowy mag uśmiechnął się triumfalnie,
otrzepując dłonie.
Prychnął,
pocierając obolałe miejsce i odwrócił głowę w kierunku wyjścia.
- Cholera…
- mruknął.
-
Przyznasz w końcu, że jesteś słaby? – spytał, kucając naprzeciw leżącego.
-
Sprałbym cię na kwaśne jabłko, ale nie mam na to czasu. Lucy ma chyba kłopoty –
wstał i nie bacząc na zdziwienie Gray’a pobiegł do domu przyjaciółki.
-
Chciałby… - warknął, idąc w kierunku baru.
Natsu
pędził ile sił w nogach, mając nadzieję, że to tylko jakiś omam i kiedy do niej
wejdzie, ona jak zwykle na niego nakrzyczy.
Dotarł
na miejsce. Z dołu widział, że w pokojach jest ciemno, chociaż Lucy zawsze czuwała
jeszcze przez jakieś dwie godziny. Może była chora? Nawet gdyby tak, musiał
sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Wdrapał
się zręcznie po ścianie, jednak nie mógł wejść do środka przez okno jej
sypialni. Było zamknięte i to szczelnie.
Zaklął
siarczyście pod nosem, zeskakując na ziemię. Przemknął przez korytarz,
przeskakując po kilka stopni na schodach i znalazł się pod drzwiami jej
mieszkania. Chwycił za klamkę i znowu napotkał na opór. Szarpnął kilka razy. Nic.
Wzburzony chwycił w odpowiednich miejscach i gwałtownym ruchem, wywarzył drzwi
z zawiasów. Lucy będzie wściekła, jak to zobaczy, pomyślał, kładąc panel na
ziemi.
Wtargnął
do środka. Wokół panowała ciemność i głucha cisza.
Wytężył
słuch. Do jego uszu doszedł szmer jej niespokojnego oddechu. Była w łazience. Niszczycielsko torując sobie drogę, znalazł się w sąsiednim pomieszczeniu.
Panowała tam straszna duchota.
Włączył
światło. Nim zdążył się uważnie przyjrzeć, stojąca pomiędzy przyjaciółmi,
smukła sylwetka, rozpłynęła się w powietrzu. Nieprzytomna Lucy ze łzami
spływającymi po twarzy, leżała na chłodnych kafelkach.
Podbiegł
do niej i przyłożył dłoń do czoła. Była strasznie rozpalona. Wsadził do wanny
kurek, odkręcił zimną wodę i ostrożnie wsadził tam dziewczynę.
-
Nie rób mi tego – jęknął, odgarniając jej włosy z lepkiego od potu czoła.
Wstał
i pootwierał w mieszkaniu okna, chcąc je jak najszybciej przewietrzyć. Ta
postać, używała magii. Nie wiedział jeszcze jakiej, ale domyślał się, że miała
ona na celu uduszenie jego przyjaciółki.
Wrócił
do leżącej w wannie Heartfili. Nieprzytomna kiwała głową na boki, jęcząc
niewyraźnie jakieś słowa. Kucnął przed nią, zakręcając dopływ wody. Zobaczył,
że otwiera oczy, jednak nadal była nieobecna, a jej spojrzenie było mętne.
-
Natsu… - wyciągnęła w jego kierunku drżącą dłoń.
Chwycił
ją i kładąc na swoim policzku, mówił:
-
Ciii… Lucy, śpij, zaopiekuję się tobą. Nie dam ciebie nikomu skrzywdzić.
Kiwnęła
głową i znowu odpłynęła.
Nie zostawi
jej w takim stanie. Będzie przy niej czuwał i jak długo będzie to potrzebne,
zaopiekuje się nią.
Powoli
uniosła ciężkie powieki. Zamazany obraz nabierał ostrości. Przekręciła głowę,
doznając lekkich zawrotów. Była w swoim mieszkaniu, leżała na łóżku. Na plecach
czuła ciepło i coś twardego. Okręciła się na drugi bok i znieruchomiała. Przed
nią spał spokojnie Natsu, pochrapując i mamrocząc coś przez sen.
-
Lucy… - jęknął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Śniła
mu się i widocznie było to coś przyjemnego. Mimowolnie się zarumieniła.
Właściwie, to co on robił w jej łóżku? Przetwarzała w głowie informację, chcąc
co nieco sobie przypomnieć. Pamiętała jak przyszła do domu, wyjrzała przez okno
i…
Zadrżała.
Domyślała się co mogło być dalej, jednak odepchnęła te myśli. Chłopak nadal
smacznie drzemał tak blisko niej.
Kątem oka spostrzegła wywarzone drzwi, oparte o jedną ze ścian. WIęc tak się do niej dostał... Stwierdziała, że później do za to ochrzani, jednak teraz dała temu spokój.
Chwile mu się przypatrywała i nieśmiało zbliżyła się, wtulając w jego ramiona. Oparła czoło o klatkę piersiową i zamknęła oczy. W jego objęciach czuła się tak bezpiecznie. Nie wiedziała, co czuje do niej Natsu. Czy była to tylko przyjaźń? Jego zapach i ciepło, zawsze dodawało jej otuchy i to poczucie, że może na nim polegać. Zdawała sobie sprawę, że może się w nim zakochać, jednak nie mając pewności co do niego, nie chciała później cierpieć.
Kątem oka spostrzegła wywarzone drzwi, oparte o jedną ze ścian. WIęc tak się do niej dostał... Stwierdziała, że później do za to ochrzani, jednak teraz dała temu spokój.
Chwile mu się przypatrywała i nieśmiało zbliżyła się, wtulając w jego ramiona. Oparła czoło o klatkę piersiową i zamknęła oczy. W jego objęciach czuła się tak bezpiecznie. Nie wiedziała, co czuje do niej Natsu. Czy była to tylko przyjaźń? Jego zapach i ciepło, zawsze dodawało jej otuchy i to poczucie, że może na nim polegać. Zdawała sobie sprawę, że może się w nim zakochać, jednak nie mając pewności co do niego, nie chciała później cierpieć.
Erza
chodziła podenerwowana w kółko. Ciepły piasek ocierał się o jej bose stopy, a
lekkie podmuchy wiatru, uderzały o zasłonięte czarnym bikini ciało. Martwiła
się, czy Mei znajdzie wiadomość, którą tam dla niej zostawiła. Przecież nie
mogła przeoczyć leżącej na stoliku kartki.
-
Spokojnie, Erza, przyjdzie tutaj – mówiła spokojnie Mira, która nawet na plaży
zajmowała się napojami. – Wszyscy się zaraz zejdą i będzie wszystko tak jak
planowałyśmy.
Podała
jej szklankę z kolorowym płynem, chcąc ją w ten sposób czymś zająć. Ubrana w
czerwony dwuczęściowy kostium z falbankami, promieniała.
- Tak,
tak… - upiła trochę ze szklanki i usiadła na leżaku.
Strauss
przyłączyła się do niej, spoglądając na błękitne morze.
-
Piękna pogoda dzisiaj – westchnęła. Spojrzała w bok i z uśmiechem dodała –
Miałam rację, idzie tutaj.
Czerwono
włosa podążyła za wzrokiem maga i raptownie zerwała się z miejsca. Ujrzała
zmierzającą w ich stronę niewysoką dziewczynę ubraną w pomarańczowy kostium.
-
Cholera… jest za szybko, nie ma jeszcze wszystkich – mruknęła zdenerwowana.
-
Są. Idą z drugiej strony – zaśmiała się Mira, pokazując dłonią kierunek.
Dziewczyna
odetchnęła z ulgą.
-
Miruś, przygotuj ich proszę, a ja zajmę się gościem – uśmiechnięta ruszyła w
stronę idącej Mei.
Niebiesko
włosa rozglądała się zauroczona widokiem plaży. Po podróży odpoczynek w takim
miejscu, był dla niej idealny.
-
Erza! – Zawołała, widząc maszerującą przyjaciółkę.
-
Jak pierwsza misja? – spytała, przytulając ją.
-
Wspaniale… Wiesz, nie była taka trudna, a pieniędzy starczy mi na opłatę
dormitorium i na zakupy! – odpowiedziała z entuzjazmem.
-
Cieszę się. Głodna jestem, ty pewnie też. Chodźmy, Mira coś dla nas przygotuje –
głos jej zadrgał z przejęcia, jednak towarzyszka tego nie usłyszała.
Ruszyły
w stronę rozłożonych leżaków i budek z przekąskami. Na plaży nie było żywego
ducha, co wprawiło Scarlet w dobry nastrój. Musi wypalić, myślała.
Po
kilku krokach ich oczom ukazali się magowie z kubkami w dłoniach.
-
Witamy w Fairy Tail! – krzyknęli wszyscy chórem, wznosząc toast.
Zaskoczona
i wzruszona tym Mei, nie wiedziała, co ma powiedzieć. Zebrały jej się w oczach
łzy i roześmiała się. Mira przyniosła tort i życząc dziewczynie wszystkiego
najlepszego, pokroiła wypiek na kawałki. Erza widząc radość w oczach
przyjaciółki, odetchnęła w końcu z ulgą.
-
Natsu, dalej bo nie dostaniemy ciasta – jęczał, Happy ciągnąc chłopaka za
przewiązany wokół jego głowy szalik.
-
Dostaniemy! Dalej, biegniemy – krzyknął i zaczęli się przedzierać przez tłum.
Lucy
patrzyła na nich z politowaniem. Przecież dla każdego starczy, pomyślała.
Zerknęła w bok. Obok niej stała Juvia, ubrana w granatowe bikini. Heartfilia
długo musiała namawiać ją, by zdjęła swój klasyczny płaszcz, jednak wysiłek się
opłacił. Ona wpatrywała się w dal, a na twarz wstępował grymas złości.
-
Tam jest konkurencja dla Juvii. Ona chce uwieźć Gray-sama – mruknęła,
zaciskając pięści. – Juvia nikomu go nie odda…
Blondynka
poczuła emanującą od towarzyszki burzliwą aurę i zlękła się.
- Juvia,
spokojnie. Nikt nie chce nikogo nikomu zabierać… - uśmiechnęła się, choć
przypominało to bardziej grymas.
Usłyszała
za sobą ciche błagania i śmiechy. Odwróciła się zaciekawiona i zobaczyła czerwonego
na twarzy Freed’a, popychanego przez poirytowaną Evergreen i kroczącego za nimi
rechoczącego Bickslow’a. Ten pierwszy zaciekle opierał się stopami o piasek,
przez co kobieta miała kłopot, żeby nim ruszać. Drużyna Raijnshu dotarła do wpatrującej
się w nich Lucy.
Zawstydzony,
czy raczej zakłopotany swoją słabością do kobiet w strojach kąpielowych Freed,
spojrzał na Heartfilię i odwracając się, chciał czym prędzej uciec tam, skąd
przyszedł. Ever złapała go za ramię, nie pozwalając się oddalić.
Wszyscy
byli w strojach kąpielowych i najwidoczniej tylko on, nie był z tego faktu
zadowolony.
-
Nie chce tu być – jęknął do towarzyszki.
-
Ale będziesz! Obecność jest obowiązkowa i nie próbuj sztuczek, inaczej Erza
razem z Mirą, skutecznie wybiją ci je z głowy – docinała mu ze złośliwym
uśmieszkiem. – Ostatecznie, mogę cię zamienić w kamień i ominie cię cała zabawa
– wzruszyła ramionami.
Mag
obrócił się powoli i z rumieńcami na Polikach, jeszcze raz zerknął na
blondynkę. Starał się patrzeć w jej oczy, starannie omijając wzrokiem jak skąpo
odziane ciało.
-
Witaj – mruknął.
-
Freed, spokojnie – puknęła go w ramię dziewczyna. – Przygotowałyśmy kilka
atrakcji, więc nie będziesz się tu nudził.
-
Jego już te atrakcje chyba przerosły – nabijał się Bickslow, nie mogąc opanować
śmiechu.
-
Spokój – warknął mag. – Poradzę sobie – zakomunikował dumnie.
Lucy
uśmiechnęła się i złapała go za rękę. On spojrzał na nią zdziwiony.
-
Chodź, pójdziemy na tort, powitać Mei i będziemy się świetnie bawić –
pociągnęła go i pobiegli do rozdzielającej tort Miry, zostawiając z tyłu towarzyszy.
Bickslow : Fuck yeah, jak ja jestem to wiadomo, że będzie ostra impreza!
OdpowiedzUsuńDobra, dobra tam... Ale czekaj, czekaj, czy ty czasem na koniec nie zrobiłaś Freed x Lucy ?! W sumie... Może być ^.^ O ile później będzie z Natsu :3
Bickslow : Ne, a ja z kim będę?
Ze mną:3
Bickslow : Ciebie tam nie ma!
Hmpf... Narzekasz :3
Rozdział cudny, czekam niecierpliwie na więcej :3
~Reneé
Hah Freed x Lucy mi do głowy nie przyszło xD No ale w następnym rozdziale będzie się więcej działo :D
OdpowiedzUsuń~ Hoł, hoł hoł ~ !
OdpowiedzUsuń*Reneé w czapce Mikołaja, niesiona przez Bickslowa z doczepioną brodą, wyciąga z wielkiego wora prezent.*
Wesołych Świąt ~ !
*I zostawia paczkę żelków.*
hahaha końcowa akcja z Freedem mnie rozwaliła hahha :D
OdpowiedzUsuńPomiędzy Lucy a Natsu coś zaczyna sie dziać dobrze dobrze !! ;33 Piszesz długie rozdziały ale juz się przyzwyczaiłam bo sa zarąbiste ! lece czytac dalej :>
Czy była to tylko przyjaźń? Oj nie moja droga ...
OdpowiedzUsuń