Łączna liczba wyświetleń

24 grudnia 2012

Rozdział 6 - Co za dużo to niezdrowo

Ciągnęła go z trudem, bo zasłaniając dłonią oczy, co chwile zderzał się z kimś i jeżeli była to dziewczyna, odskakiwał przerażony, kilkukrotnie przepraszając za swoje zachowanie. Co prawda był trochę irytujący, ale nikogo od razu nie można skreślać, prawda?
Dotarli w końcu do stolika, przy którym urzędowała Mira. Dziewczyna zmierzyła ich podejrzliwym wzrokiem i uśmiechnęła się tajemniczo, jakby chciała rzucić kąśliwą uwagę. Ukroiła dwa kawałki tortu, nałożyła na talerzyki i wyciągnęła je w ich kierunku.
Lucy uświadomiwszy sobie, że nadal trzyma Freed’a za dłoń, puściła ją i zabrała swoją porcję. Chłopak z pewną nieśmiałością wyciągnął rękę po niebieskawą salaterkę. Przypadkowo dotknął palców Miry. Heartfilia przyglądała im się uważnie, bo zachowanie magów było dla niej dosyć ciekawe. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, wstrzymując oddechy, jakby czas się zatrzymał. Momentalnie odwrócili głowy, ukrywając przed sobą czerwone rumieńce i zawstydzone spojrzenia.
- Dziękuję za tort – odchrząknął zielonowłosy, zabierając porcję.
- Pr… proszę – jąknęła Mira.
Chytry uśmieszek pojawił się na twarzy Lucy. Była światkiem jak u najbardziej znanej swatki w gildii, pojawia się zakłopotanie przez faceta! W razie docinek z jej strony, będzie miała się czym bronić. Z zadowoleniem potarła sobie dłonie.
Chłopak odszedł od nich bez słowa, kierując się do swoich towarzyszy. Blondynka również zostawiła nieobecną Mirę i usiadła na swoim leżaku. Powoli zaczęła jeść apetycznie wyglądający tort, rozkoszując się jego smakiem. Erza ma jednak wyśmienity gust co do słodyczy…
- Czemu trzymałaś go za rękę?
Lucy omal się nie zakrztusiła, kiedy podenerwowany Natsu stał w rozkroku nad jej nogami. Odkaszlnęła i odkładając talerzyk, przyjrzała mu się uważniej. Na jego czole pulsowała żyła, ściągnięte brwi i zacięta mina pokazywały jego zazdrość.
- Co? – wykrztusiła.
- Trzymałaś Freed’a za rękę, a on był czerwony na twarzy! Spotykacie się potajemnie? – burknął, krzyżując ręce na piersi.
Patrzyła na niego chwilę i parsknęła śmiechem, co go zdziwiło.
- Nie, Natsu… Nie spotykam się z nim. Po prostu chciał uciec z plaży, więc go musiałam zachęcić, żeby przyszedł po ciasto.
Patrzył na nią ze zmieszaniem, bo brakowało mu słów na dalsze oskarżenia. To że tak na nią naskoczył, ujawniało jego uczucia. Widocznie nie była mu obojętna.
- Czy ty jesteś zazdrosny o to, że rozmawiam z innymi ludźmi? – spytała, uśmiechając się delikatnie.
- Nie – burknął, czerwieniąc się jeszcze bardziej. – Martwię się, żeby nikt ciebie drugi raz nie skrzywdził…
Jej serce zabiło mocniej. Smutek w jego oczach i troska były czymś co ją wzruszało, jakby trochę uszczęśliwiało. Mieć kogoś, kto będzie przy niej blisko.
Usiadła i wyciągnęła ku niemu dłoń. Wpatrywał się w nią chwilę, po czym niespiesznie złapał ją.
- Dziękuję – szepnęła.
Nagle koło ramienia chłopaka unosił się niebieski kot, który nie ukrywał zadziornego uśmiechu i dławionego chichotu.
- Natsu. Gray i Gajeel, założyli się, że obaj zjedzą więcej przekąsek od ciebie i powiedzieli, że jesteś kurczak jak nie przyjdziesz.
- Co??? Odbiło im, jeżeli tak myślą – krzyknął oburzony. – Wygram w mgnieniu oka! Cały się napaliłem – mówił podekscytowany.
- Dzieci… - westchnęła Lucy, łapiąc się za głowę.
Wyrwał się do przodu, podążając za swoim przewodnikiem. Odwrócił się jeszcze na moment i wyszczerzony zawołał:
- Nie martw się! Wrócę zanim się obejrzysz!
Dziewczyna pomachała mu i wróciła do jedzenia rozpływającego się w gorącym słońcu tortu.

 
- Gajeel, czy to dobry pomysł? – pisnęła Levy, zezując z pewnego siebie maga na stół zastawiony ogromnymi ilościami jedzenia.
Spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się w taki sposób, że przez jej ciało przeszedł dreszcz.
- Ge-hee… Jasne, o ile ta nowa będzie trzymać Erze z daleka, a Mira nie będzie dalej kontaktować ze światem – rozbawiony, wypatrywał nadbiegającego Natsu, za którym unosiła się chmura piachu.
Dziewczyna ukradkiem podziwiała jego muskularne ciało, które miała okazję zobaczyć jedynie wtedy. Czuła rumieńce, jednak póki na nią nie patrzył, nie potrafiła się opanować.
Smoczy Zabójca w jednaj chwili znalazł się po drugiej stronie stołu i opierając się rękoma o blat, odetchnął głęboko. Spojrzał Gajeel’owi w oczy i z szerokim uśmiechem rzucił:
- Spanikowałeś, czy możemy zaczynać?
Kąciki ust stalowego uniosły się w górę i oddalając się od Levy, skrzyżował ręce na piersi.
- Gray…
- Przegrasz skośnooki – zakomunikował z przekąsem wspomniany.
- Po moim trupie mózgolodzie – warknął pewny siebie Natsu.
Wszyscy trzej ustawili się po dwóch stronach stołu, na którym stała Carla jako sędzia tego starcia. Ognisty naprzeciw Gajeelowi i magowi lodu. Wokół nich zebrała się grupa ciekawskich członków gildii, których w tamtej chwili nie obchodziły ich żołądki, a wynik starcia między zawodnikami.
Levy zobaczyła kątem oka, że na barowym blacie stał Happy z otwartym kuferkiem i tablicą z napisanymi nazwiskami przeciwników. Podeszła bliżej i przyjrzała się temu bliżej. Przed nią stała podekscytowana Juvia.
- Na panicza Gray-sama… - jęknęła cicho, podając kotu pieniądze.
- Aye! – pisnął, kiwając głową i wręczył jej bały bilecik.
Dziewczyna odeszła rozanielona, w ogóle jej nie zauważając. Przyglądała się Happy’emu, który wyciągnął w jej stronę karteczkę.
- Levy może obstawisz na któregoś z zawodników?
- To jest legalne? – spytała, zerkając do wypchanej gotówką szkatułki.
- Jasne. To jak, postawisz? – pomachał bilecikiem.
- Na Gajeela – powiedziała nieśmiało, z myślą, że wygra ten głupkowaty pojedynek.

 
Impreza się udała, co ją bardzo cieszyło. Chciała, żeby to był niezapomniany dzień dla Mei. Jeden z pierwszych, a miała nadzieję, że bardzo jej się spodoba w gildii. Musiały już wracać do reszty przyjaciół, bo dość daleko się oddaliły, a nie chciała później, naprawiać szkód jakie wyczynia ta niesforna gromadka.
- Wracajmy – uśmiechnęła się pogodnie i chwyciła niebiesko włosą pod rękę.
Potaknęła i ruszyły, w kierunku skąd przyszły.
- Wiesz, bardzo mi się tu podoba… Dobrze, że Jellal mnie do tego namówił – westchnęła
Mei, spojrzawszy na morze.
Poczuła ukłucie w sercu, na wspomnienie o nim. Z jednej strony cieszyło ją to, że stał się znowu taki jak dawniej. Był dobry. Jednak martwiła się o niego z każdym dniem, bo wiedziała, że za wyrządzone szkody, czeka go surowa kara.
Opanowała wzbierające się w oczach łzy, przełknęła ślinę i znowu przybrała tą radosną maskę.
- Też jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Towarzyszka spojrzała na nią. Widziała w jej twarzy tą sztuczność i ukrywany smutek, jednak przemilczała to, widząc jak ta bardzo stara się to zataić. Erza była silna na zewnątrz, zawsze otoczona zbroją, broniła swojego delikatnego wnętrza. Mei musiała coś wymyślić, żeby ją uszczęśliwić, tylko jeszcze nie wiedziała, jak tego dokonać.
Scarlet nie domyśliła się, że ta ją przejrzała. Jednak im bliżej znalazły się miejsca przyjęcia, tym bardziej była zaniepokojona grupą ludzi, odwróconych do nich tyłem i skandujących czyjeś imiona.
Przyspieszyła kroku, ciągnąc za sobą zdezorientowaną Mei. W końcu puściła ją i pobiegła przodem. Zatrzymała się przed tłumem i siłą rozsunęła ciasno stłoczonych magów.
Stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła, co się działo w czasie jej nieobecności.
Stół, który wcześniej zastawiony był dużymi ilościami jedzenia, obstawiony został przez Gajeel’a, Natsu i Gray’a, którzy pochłaniali żywność w zastraszającym tempie. Po środku blatu stała Carla, uważnie przyglądająca się całej trójce. Otoczeni ludzie, trzymali małe papierki dłoniach i wykrzykiwali imiona zawodników. Mira siedziała gdzieś z boku, zupełnie nieobecna, kręcąc sobie włosy na palcu. Mistrz Mavarow wznosił z Caną toasty. Oboje zupełnie pijani. W dodatku Happy liczył pieniądze, wyciągane z kuferka, a obok niego na tablicy, przy każdym nazwisku, dopisywał kredą pionowe kreseczki.
Na czole Erzy ujawniła się pulsująca żyła i naraz otrząsnęła się z otępienia.
- Kretyni! Ja wam dam zawody w jedzeniu! – wykrzyknęła wnerwiona i rzuciła się na trzech magów.
Zupełnie zdziwieni, w pierwszej chwili nie bronili się, ale wydali z siebie zdławione piski.
- Bójka! – krzyknął Bickslow z tłumu i w tym samym czasie wszyscy zebrani, rozpoczęli demolkę.
Mei przypatrywała się temu z lekkim rozbawieniem. Obserwowała jak napaleni mężczyźni i gromowładna Erza toczą walki. Po chwili obok niej znalazła się zrozpaczona Lucy.
Złapała się rękoma za głowę i krzyknęła.
- Co? Znowu? Dlaczego… - jęknęła.
- Często się to zdarza, mam rozumieć? – zapytała przez śmiech.
Blondynka spojrzała na nią ze smutkiem i pokiwała głową.
- Później za zniszczenia trzeba płacić – żaliła się, opuszczając ręce.
- W takim razie coś na to zaradzimy – odpowiedziała wesoło.
Lucy zerknęła na nią zdziwiona, nie wierząc, że ta będzie potrafiła uspokoić to niepohamowane stado. Mei uniosła dłoń, skierowała wskazujący palec, na bijących się i wykonała taki ruch, jakby rysowała okrąg. Naraz wszyscy magowie znieruchomieli w różnych dziwnych pozycjach. Blondynce opadła szczęka. Oni się nie ruszali!
Niebiesko włosa wskazała na Natsu i umiejscowiła kierunek swojej dłoni na jednym z dachów domków na plaży. Skamieniały chłopak unosił się w powietrzu, by później zawisnąć za kąpielówki na zadaszeniu. To samo zrobiła z Gajeel’em i Gray’em, który wyjątkowo jeszcze miał na sobie spodenki.
- Co..? Co…? Ale jak to? – Heartfilia nie mogła wyjść z szoku i machała rękoma, na wszystkie kierunki.
- Magia czasu i telekinezy – zachichotała, łącząc dłonie za plecami i kiwając się na piętach.
- O tym mówił Jellal, wtedy w sklepie? Że nie ma z tobą szans? – spytała Lucy, kojarząc fakty i powoli dochodząc do siebie.
- Mniej więcej – potwierdziła i znowu skierowała rękę w stronę znieruchomiałych ludzi.
Wszyscy powrócili do ruchu, jednak zdając sobie sprawę z tego co się stało, spojrzeli odruchowo na zadowoloną Mei.
- Mimo że są nieruchomi, wszystkie ich zmysły pracują – wyjaśniła, wskazując na poszczególne partie swojego ciała.
Z tłumu wyłoniła się zadowolona Erza.
- Dziękuję – uśmiechnęła się, zerkając na niezadowolonych z takiego obrotu sytuacji, powieszonych za kąpielówki magów.

22 grudnia 2012

Rozdział 5 - Dobre rzeczy narobią smaku

Titania przyglądała się różnym wypiekom, które były wystawione za szybą w cukierniczej ladzie. Każde z nich wyglądało niesamowicie i niezwykle smakowicie. Kątem oka dostrzegła truskawkowy tort z cukrowymi zwierzątkami na wierzchu, na który miała ochotę od dłuższego czasu. Zaraz… co ona tu robiła? Ach tak! Przecież jutro chciała wyprawić przyjęcie powitalne dla Mei! Szukała odpowiedniego ciasta. Zastanawiała się, czy dziewczyna może się tego po niej spodziewać. W końcu tyle czasu się nie widziały, więc ten dzień musiał być wyjątkowy. Poprosiła już o pomoc Mirę i Levy, uprzednio im wszystko wyjaśniając.
Poprawiła białą sukienkę. Było jeszcze bardzo ciepło, mimo późnej jesieni. Wpadł jej do głowy pewien pomysł.
Pojawił się sprzedawca.
- Oh… panna Scarlet. Słucham? Pewnie chce pani kupić ciasto truskawkowe, prawda? – spytał uprzejmie.
- To przy okazji – uśmiechnęła się. Zerknęła jeszcze raz na wypieki. – Poproszę ten brzoskwiniowy. Przybyła nowa członkini – uściśliła.
- Oczywiście, już podaję. Czy może coś napisać? – schylił się, wyciągając świeżo zrobione ciasto.
- Hm… może… Witamy w Fairy Tail? – zaproponowała. Chciała wymyślić coś lepszego, ale tylko to wpadło jej do głowy.
Cukiernik potaknął i z uśmiechem oddalił się w głąb sklepu z zamówieniem.
Tak, to będzie niezapomniany dzień, pomyślała, układając w głowie plan.
Niedługo potem sprzedawca zjawił się z powrotem z różowym i białym pudełkiem w rękach. Dziewczyna odebrała pakunki, zapłaciła i wyszła na zewnątrz. Musiała szybko dostać się do dormitorium dziewcząt, żeby słodkości się nie rozpłynęły.
Po drodze spotkała idącą w jej stronę dziewczynkę z białą kotką u boku.
- Witaj Wendy – uśmiechnęła się. – Idziecie do gildii z Carlą?
- Tak – potwierdziła ucieszona niebiesko włosa.
- Dobrze. Nie widziałyście może Natsu i Lucy? – spytała zaciekawiona. Istotnie, tych dwoje razem z Happy’m nie było już od kilku dni.
- Nie – westchnęła Carla. – Nie ma ich, więc jest strasznie cicho, co jest już irytujące…
Chyba się przyzwyczaiłyśmy do tego hałasu – mruknęła, zerkając na pudełka w rękach Erzy.
Podchwyciła spojrzenie kotki.
- Tort. Jutro wyprawiamy przyjęcie powitalne dla Mei – poinformowała obie. – Robię jej niespodziankę. Przyjdźcie na plaże, będzie ciekawie.
Oczy dziewczynki zalśniły.
- Możemy? Carla, trzeba iść na zakupy! – ucieszyła się.
- Eh… - jęknęła kotka.
- Weźcie ze sobą stroje – puściła im oko, chcąc już iść dalej.
- Ano… Erza?
Spojrzała uważnie na zakłopotaną dziewczynkę.
- Bo tak się zastanawiałam… Mei mi kogoś przypomina… - zaczęła nieśmiało, gniotąc w dłoniach fałdę sukienki. – To jest siostra Jellala, prawda?
Titania wpatrywała się w nią, milcząc, co jeszcze bardziej kłopotało Wendy. Szybko się domyśliła. Erza nikomu o tym nie mówiła, mogli się tego domyśleć ci, którzy dłuższy czas przebywali z chłopakiem, żeby ujrzeć ich podobieństwo.
- Tak – potwierdziła, czekając na reakcję towarzyszki.
- Tak myślałam. To dobrze… Ona jest taka miła, jak on i ładna – zarumieniła się, kiedy spojrzała w oczy czerwono włosej.
- Wiem. I świetnie gotuje – wspomniała, przypominając sobie wczorajszą wspaniałą kolację w dormitorium, jaką im zrobiła. – Wendy, muszę iść, bo ciasto się zepsuje, przez ten upał.
Smocza zabójczyni potaknęła i nie zatrzymywała dłużej maga klasy S. Ta ruszyła, by czym prędzej dostać się do dormitorium, a miała sporo do przejścia. Na szczęście nie zastanie tam Mei, która dopiero jutro miała wrócić do Magnolii.
 
Natsu kopnął nogą drzwi, które otworzyły się na oścież z impetem.
- Wróciliśmy! – ryknął radośnie, wchodząc do budynku gildii.
Wszyscy tam zebrani powitali ich chórem. Wypytywali o długa podróż i szczegóły zadania. Lucy widziała, że chłopak po przyjeździe jest bardzo radosny, taki jak zawsze. Cieszyła się, że są już w Magnolii, z daleka od tego typka…
Rozejrzała się wokół, wypatrując jasnoniebieskich falowanych włosów. Levy siedziała niedaleko, otoczona kilkoma książkami i z czerwonymi okularami na nosie czytała je w szybkim tempie.
Podeszła do niej, przeciskając się między stłoczonymi magami.
- Lu-chan! – zawołała, zauważywszy, że dziewczyna się zbliża. – Długo was nie było.
- Levy – ucieszyła się i usiadłszy obok niej, uścisnęła ją.
- No to opowiadaj, gdzie się podziewaliście – złapała ją za dłonie i spojrzała głęboko w oczy.
Przygryzła wargę, spuszczając wzrok.
Niebiesko włosa przyglądała się jej w wyczekiwaniu. Zaczęła mówić po cichu o wszystkim, co się stało, żeby tylko przyjaciółka mogła ją usłyszeć. Wszyscy byli zajęci obserwowaniem, wydurniającymi się Natsu i Happy’m, którzy przedrzeźniali się z Gray’em. Nikt prócz niej, nie mógł jej usłyszeć. Szeptała, czując wypieki na twarzy i zbierające się w oczach łzy. Było jej wstyd, że dała się tak łatwo podejść. Gdyby nie było tam Smoczego Zabójcy…
Pod koniec wytłumaczyła ich opóźniony powrót do Magnolii.
- Wiesz… Natsu nie zdążył wyjść z pociągu i pojechał do innego miasta, a później znowu gdzie indziej i krążył tak przez kilka dni. Zabawne, że nikt z podróżujących się nie skapnął. A my z Happy’m musieliśmy go znaleźć – zachichotała nerwowo, zerkając ukradkiem na przyjaciółkę.
Levy westchnęła i opiekuńczo chwyciła dłonie Lucy, dodając jej tym samym otuchy.
- Lu-chan… już jest dobrze, nie ma tu Clauda, więc nie martw się – pocieszała ją. – Właśnie. Wiem jak się zrelaksujesz! – dodała entuzjastycznie, potrząsając jej rękoma.
- W sensie? – bąknęła zdezorientowana.
- Jutro urządzamy Mei przyjęcie powitalne na plaży. Erza wszystko organizuje i jest strasznie podekscytowana. Pomagamy jej w tym z Mirą, więc może chciałabyś się przyłączyć? – spojrzała jej głęboko w oczy, mając nadzieję, że się zgodzi.
Heartfilia właściwie była zmęczona i nie bardzo miała ochotę na takie rzeczy, jednak Levy miała rację. Chciała wyciągnąć ją z przygnębienia i pomóc się jej odprężyć. Bardzo tego potrzebowała.
- Jasne – zgodziła się po długim zastanowieniu.
Przyjaciółka rzuciła się na nią i trzymając ją w objęciach, wyszeptała:
- Wszystko będzie dobrze…
Kiwnęła głową i powstrzymując łzy, odwzajemniła uścisk. Odsunęły się od siebie i obie uśmiechnęły się pogodnie. Nie mogła przecież wiecznie myśleć o tym, co było, jeszcze wiele przed nią.
- Właśnie… Jak tam Gajeel? – uśmiechnęła się chytrze.
Zaskoczona pytaniem McGarden, zmieszała się i dostając różowych wypieków na policzkach, zaczęła uciekać wzrokiem i kręcić głową.
- Ano… No wrócił już z Juvią – mruknęła, gniotąc dłońmi sukienkę.
- I…? – Lucy próbowała jak najwięcej wyciągnąć od dziewczyny, która ostatnio tak niewiele jej mówiła.
- Rozmawialiśmy przez chwile, ale jemu się gdzieś bardzo spieszyło i później nie specjalnie miałam okazję go zobaczyć – westchnęła zawiedziona.
Blondynka spoglądała na nią, ciekawa, co takiego jest z tym magu, że podoba się on Levy. Nie był specjalnie urodziwy, nawet miły, a opryskliwy i arogancki. Widocznie coś się musiało między nimi wydarzyć. Martwiła się tylko, czy to zauroczenie nie jest jednostronne.
- Wiesz… Jak nie dzisiaj, to spotkacie się jutro na tym przyjęciu – stwierdziła, wyobrażając sobie tą sytuację.
- Nie wiem, czy on tam przyjdzie, mam nadzieję, że tak – uśmiechnęła się rozmarzona.
- W takim razie Levy, chodźmy się gdzieś przejść, co? Strasznie jest tutaj gorąco – Lucy wstała, machając dłońmi przed twarzą.
Dziewczyna potaknęła i z ochotą obie wyszły na zewnątrz budynku.
 
Wróciła z powrotem do swojego domu, zmęczona chodzeniem po rozgrzanych od gorącego słońca ulicach i przygotowaniami do jutrzejszej zabawy. Rozmawiały zupełnie na luzie o ubraniach, książkach i chłopcach. Przyjaciółka skutecznie odciągała ją myślami od Clauda, jednak teraz, kiedy jest sama, wspomnienia wróciły.
Zapaliła światło. Mieszkanie było czyste, więc maniakalne sprzątanie było daremne. Podeszła do uchylonego okna. Powietrze nie było już takie duszne. Na ciele wyczuwała przyjemne podmuchy nocnego wiatru. Niebo lśniło gwiazdami, tworząc piękny widok.
Noc idealna dla zakochanych par.
Westchnęła rozmarzona, opierając głowę o dłonie, a łokcie na parapecie. Żałowała, że musiała rozstać się z przyjaciółką, ale zmęczenie dawało się jej we znaki, więc mimo szczerych chęci musiała odsapnąć.
Zerknęła na ulicę. Zauważyła ciemną, smukłą postać, wpatrującą się w jej okno. Nie mogła ujrzeć twarzy, chociaż starała się maksymalnie wytężyć wzrok. Przeszedł ją dreszcz.
To mógł być ten lokaj. Teraz stał się jej dręczycielem?
Zamknęła ono i roztrzęsiona, podbiegła do drzwi, zatrzaskując je na klucz. Nikt nie wejdzie.
Wbiegła do łazienki, do najdalszego kąta od strony ulicy. Usiadła skulona na kafelkach, czując jak po policzkach spływają jej łzy.
- Natsu… boję się, gdzie jesteś? – załkała.
Nie było go z nią, chociaż tego potrzebowała. Chciała, żeby jak wtedy chronił ją, objął ramionami i mówił, że nic się nie stanie.
Złapała rękoma za kolana i przyciągnęła je bliżej klatki piersiowej. Wokół panowała ciemność. Jedynie nikłe światło wlatujące przez okienko, rozjaśniało kawałek podłogi. Oparłszy się o ścianę, zamknęła oczy. Próbowała uspokoić władające jej ciałem dreszcze.
- Proszę… - szepnęła.
Powoli przez narastającą duchotę, czuła zawroty głowy, które coraz bardziej się nasilały. Tracąc przytomność, zapamiętała ciche otwieranie drzwi do łazienki i podchodzącego do niej mężczyznę. Zemdlona, ciężko osunęła się na twardą posadzkę.
 
Głos. Wyraźnie usłyszał jej cichy, przerażony szept. Uważnie nadstawił ucha, zatrzymując się w zadaniu ciosu, stojącemu przed nim Gray’owi. Oboje trzymali się za ubrania i zanim Natsu, zdążył zareagować, poleciał do tyłu, przyjmując uderzenie w szczękę.
- I znowu cię pokonałem skośnooki – Lodowy mag uśmiechnął się triumfalnie, otrzepując dłonie.
Prychnął, pocierając obolałe miejsce i odwrócił głowę w kierunku wyjścia.
- Cholera… - mruknął.
- Przyznasz w końcu, że jesteś słaby? – spytał, kucając naprzeciw leżącego.
- Sprałbym cię na kwaśne jabłko, ale nie mam na to czasu. Lucy ma chyba kłopoty – wstał i nie bacząc na zdziwienie Gray’a pobiegł do domu przyjaciółki.
- Chciałby… - warknął, idąc w kierunku baru.
Natsu pędził ile sił w nogach, mając nadzieję, że to tylko jakiś omam i kiedy do niej wejdzie, ona jak zwykle na niego nakrzyczy.
Dotarł na miejsce. Z dołu widział, że w pokojach jest ciemno, chociaż Lucy zawsze czuwała jeszcze przez jakieś dwie godziny. Może była chora? Nawet gdyby tak, musiał sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Wdrapał się zręcznie po ścianie, jednak nie mógł wejść do środka przez okno jej sypialni. Było zamknięte i to szczelnie.
Zaklął siarczyście pod nosem, zeskakując na ziemię. Przemknął przez korytarz, przeskakując po kilka stopni na schodach i znalazł się pod drzwiami jej mieszkania. Chwycił za klamkę i znowu napotkał na opór. Szarpnął kilka razy. Nic. Wzburzony chwycił w odpowiednich miejscach i gwałtownym ruchem, wywarzył drzwi z zawiasów. Lucy będzie wściekła, jak to zobaczy, pomyślał, kładąc panel na ziemi.
Wtargnął do środka. Wokół panowała ciemność i głucha cisza.
Wytężył słuch. Do jego uszu doszedł szmer jej niespokojnego oddechu. Była w łazience. Niszczycielsko torując sobie drogę, znalazł się w sąsiednim pomieszczeniu. Panowała tam straszna duchota.
Włączył światło. Nim zdążył się uważnie przyjrzeć, stojąca pomiędzy przyjaciółmi, smukła sylwetka, rozpłynęła się w powietrzu. Nieprzytomna Lucy ze łzami spływającymi po twarzy, leżała na chłodnych kafelkach.
Podbiegł do niej i przyłożył dłoń do czoła. Była strasznie rozpalona. Wsadził do wanny kurek, odkręcił zimną wodę i ostrożnie wsadził tam dziewczynę.
- Nie rób mi tego – jęknął, odgarniając jej włosy z lepkiego od potu czoła.
Wstał i pootwierał w mieszkaniu okna, chcąc je jak najszybciej przewietrzyć. Ta postać, używała magii. Nie wiedział jeszcze jakiej, ale domyślał się, że miała ona na celu uduszenie jego przyjaciółki.
Wrócił do leżącej w wannie Heartfili. Nieprzytomna kiwała głową na boki, jęcząc niewyraźnie jakieś słowa. Kucnął przed nią, zakręcając dopływ wody. Zobaczył, że otwiera oczy, jednak nadal była nieobecna, a jej spojrzenie było mętne.
- Natsu… - wyciągnęła w jego kierunku drżącą dłoń.
Chwycił ją i kładąc na swoim policzku, mówił:
- Ciii… Lucy, śpij, zaopiekuję się tobą. Nie dam ciebie nikomu skrzywdzić.
Kiwnęła głową i znowu odpłynęła.
Nie zostawi jej w takim stanie. Będzie przy niej czuwał i jak długo będzie to potrzebne, zaopiekuje się nią.
 
Powoli uniosła ciężkie powieki. Zamazany obraz nabierał ostrości. Przekręciła głowę, doznając lekkich zawrotów. Była w swoim mieszkaniu, leżała na łóżku. Na plecach czuła ciepło i coś twardego. Okręciła się na drugi bok i znieruchomiała. Przed nią spał spokojnie Natsu, pochrapując i mamrocząc coś przez sen.
- Lucy… - jęknął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Śniła mu się i widocznie było to coś przyjemnego. Mimowolnie się zarumieniła. Właściwie, to co on robił w jej łóżku? Przetwarzała w głowie informację, chcąc co nieco sobie przypomnieć. Pamiętała jak przyszła do domu, wyjrzała przez okno i…
Zadrżała. Domyślała się co mogło być dalej, jednak odepchnęła te myśli. Chłopak nadal smacznie drzemał tak blisko niej.
Kątem oka spostrzegła wywarzone drzwi, oparte o jedną ze ścian. WIęc tak się do niej dostał... Stwierdziała, że później do za to ochrzani, jednak teraz dała temu spokój.
Chwile mu się przypatrywała i nieśmiało zbliżyła się, wtulając w jego ramiona. Oparła czoło o klatkę piersiową i zamknęła oczy. W jego objęciach czuła się tak bezpiecznie. Nie wiedziała, co czuje do niej Natsu. Czy była to tylko przyjaźń? Jego zapach i ciepło, zawsze dodawało jej otuchy i to poczucie, że może na nim polegać. Zdawała sobie sprawę, że może się w nim zakochać, jednak nie mając pewności co do niego, nie chciała później cierpieć.
 
Erza chodziła podenerwowana w kółko. Ciepły piasek ocierał się o jej bose stopy, a lekkie podmuchy wiatru, uderzały o zasłonięte czarnym bikini ciało. Martwiła się, czy Mei znajdzie wiadomość, którą tam dla niej zostawiła. Przecież nie mogła przeoczyć leżącej na stoliku kartki.
- Spokojnie, Erza, przyjdzie tutaj – mówiła spokojnie Mira, która nawet na plaży zajmowała się napojami. – Wszyscy się zaraz zejdą i będzie wszystko tak jak planowałyśmy.
Podała jej szklankę z kolorowym płynem, chcąc ją w ten sposób czymś zająć. Ubrana w czerwony dwuczęściowy kostium z falbankami, promieniała.
- Tak, tak… - upiła trochę ze szklanki i usiadła na leżaku.
Strauss przyłączyła się do niej, spoglądając na błękitne morze.
- Piękna pogoda dzisiaj – westchnęła. Spojrzała w bok i z uśmiechem dodała – Miałam rację, idzie tutaj.
Czerwono włosa podążyła za wzrokiem maga i raptownie zerwała się z miejsca. Ujrzała zmierzającą w ich stronę niewysoką dziewczynę ubraną w pomarańczowy kostium.
- Cholera… jest za szybko, nie ma jeszcze wszystkich – mruknęła zdenerwowana.
- Są. Idą z drugiej strony – zaśmiała się Mira, pokazując dłonią kierunek.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Miruś, przygotuj ich proszę, a ja zajmę się gościem – uśmiechnięta ruszyła w stronę idącej Mei.
Niebiesko włosa rozglądała się zauroczona widokiem plaży. Po podróży odpoczynek w takim miejscu, był dla niej idealny.
- Erza! – Zawołała, widząc maszerującą przyjaciółkę.
- Jak pierwsza misja? – spytała, przytulając ją.
- Wspaniale… Wiesz, nie była taka trudna, a pieniędzy starczy mi na opłatę dormitorium i na zakupy! – odpowiedziała z entuzjazmem.
- Cieszę się. Głodna jestem, ty pewnie też. Chodźmy, Mira coś dla nas przygotuje – głos jej zadrgał z przejęcia, jednak towarzyszka tego nie usłyszała.
Ruszyły w stronę rozłożonych leżaków i budek z przekąskami. Na plaży nie było żywego ducha, co wprawiło Scarlet w dobry nastrój. Musi wypalić, myślała.
Po kilku krokach ich oczom ukazali się magowie z kubkami w dłoniach.
- Witamy w Fairy Tail! – krzyknęli wszyscy chórem, wznosząc toast.
Zaskoczona i wzruszona tym Mei, nie wiedziała, co ma powiedzieć. Zebrały jej się w oczach łzy i roześmiała się. Mira przyniosła tort i życząc dziewczynie wszystkiego najlepszego, pokroiła wypiek na kawałki. Erza widząc radość w oczach przyjaciółki, odetchnęła w końcu z ulgą.
 
- Natsu, dalej bo nie dostaniemy ciasta – jęczał, Happy ciągnąc chłopaka za przewiązany wokół jego głowy szalik.
- Dostaniemy! Dalej, biegniemy – krzyknął i zaczęli się przedzierać przez tłum.
Lucy patrzyła na nich z politowaniem. Przecież dla każdego starczy, pomyślała. Zerknęła w bok. Obok niej stała Juvia, ubrana w granatowe bikini. Heartfilia długo musiała namawiać ją, by zdjęła swój klasyczny płaszcz, jednak wysiłek się opłacił. Ona wpatrywała się w dal, a na twarz wstępował grymas złości.
- Tam jest konkurencja dla Juvii. Ona chce uwieźć Gray-sama – mruknęła, zaciskając pięści. – Juvia nikomu go nie odda…
Blondynka poczuła emanującą od towarzyszki burzliwą aurę i zlękła się.
- Juvia, spokojnie. Nikt nie chce nikogo nikomu zabierać… - uśmiechnęła się, choć przypominało to bardziej grymas.
Usłyszała za sobą ciche błagania i śmiechy. Odwróciła się zaciekawiona i zobaczyła czerwonego na twarzy Freed’a, popychanego przez poirytowaną Evergreen i kroczącego za nimi rechoczącego Bickslow’a. Ten pierwszy zaciekle opierał się stopami o piasek, przez co kobieta miała kłopot, żeby nim ruszać. Drużyna Raijnshu dotarła do wpatrującej się w nich Lucy.
Zawstydzony, czy raczej zakłopotany swoją słabością do kobiet w strojach kąpielowych Freed, spojrzał na Heartfilię i odwracając się, chciał czym prędzej uciec tam, skąd przyszedł. Ever złapała go za ramię, nie pozwalając się oddalić.
Wszyscy byli w strojach kąpielowych i najwidoczniej tylko on, nie był z tego faktu zadowolony.
- Nie chce tu być – jęknął do towarzyszki.
- Ale będziesz! Obecność jest obowiązkowa i nie próbuj sztuczek, inaczej Erza razem z Mirą, skutecznie wybiją ci je z głowy – docinała mu ze złośliwym uśmieszkiem. – Ostatecznie, mogę cię zamienić w kamień i ominie cię cała zabawa – wzruszyła ramionami.
Mag obrócił się powoli i z rumieńcami na Polikach, jeszcze raz zerknął na blondynkę. Starał się patrzeć w jej oczy, starannie omijając wzrokiem jak skąpo odziane ciało.
- Witaj – mruknął.
- Freed, spokojnie – puknęła go w ramię dziewczyna. – Przygotowałyśmy kilka atrakcji, więc nie będziesz się tu nudził.
- Jego już te atrakcje chyba przerosły – nabijał się Bickslow, nie mogąc opanować śmiechu.
- Spokój – warknął mag. – Poradzę sobie – zakomunikował dumnie.
Lucy uśmiechnęła się i złapała go za rękę. On spojrzał na nią zdziwiony.
- Chodź, pójdziemy na tort, powitać Mei i będziemy się świetnie bawić – pociągnęła go i pobiegli do rozdzielającej tort Miry, zostawiając z tyłu towarzyszy.

17 grudnia 2012

Rozdział 4 - Długa podróż jest męcząca


Siedzieli na peronie, czekając na pociąg. Natsu rozwalony na ławce, rozglądał się niespokojnie wokół. Happy spoczywający obok niego, zajadał się rybkami, głośno mlaszcząc i mrucząc coś pod nosem.
- Chcesz rybkę, Lucy? – wybełkotał, podsuwając jej jedną z nich.
- Nie, dzięki – odpowiedziała.
Zerknęła na wielki zegar, wiszący niedaleko. Za chwilę powinien dojechać ich transport, dotrą na miejsce, wykonają zadanie i wrócą do Magnolii. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o nowej członkini i porozmawiać z Levy, która zaczęła ujawniać swoje uczucia. Ale Gajeel?
To znaczy, że wybaczyła mu to zdarzenie, kiedy należał do Phantom Lord i zaatakował gildię. Jednak nawet ona zauważyła, że się zmienił.
- O czym tak myślisz?
Zaskoczona spojrzała w bok. Natsu przypatrywał jej się ciekawskim wzrokiem. Kot wtórował mu z wybałuszonymi oczami, głupkowato się szczerząc.
- O Gajeel’u – palnęła odruchowo.
Zauważyła zmieszanie na twarzy przyjaciela, który nadymał policzki, ściągając brwi.
- Luuubisz go? – zamruczał Happy kpiąco.
- Co?! Nie! – krzyknęła, oburzona podejrzeniami kota.
- Jak się o kimś myśli, to się go lubi – mruknął złośliwie.
- Wcale nie! Lubię go, ale nie w taki sposób, jaki sobie ubzdurałeś – tłumaczyła, czując palące z irytacji rumieńce na twarzy. – Zastanawiałam się, jak bardzo się zmienił i co było tego powodem…
- Ma facet szczęście, inaczej jeszcze raz przemeblowałbym my facjatę – prychnął naburmuszony chłopak, krzyżując ręce na piersi.
Natsu był… zazdrosny? O Gajeela? Przecież to było śmieszne. Ona i metalowy mag? Nie lubiła go w taki sposób, tolerowała, to już bardziej.
Patrzyła na niego i nagle cała złość przeszła. Zaśmiała się. Bawiła ją dziecinna irytacja przyjaciela i jego postawa.
- Z czego się śmiejesz, Lucy? – burknął, unikając jej spojrzenia.
- Z ciebie. Jesteś zabawny – mówiła, ocierając spływające po policzkach łzy. Popłakała się?
- Co?! W jakim sensie? – wyprostował się, spoglądając w oczy blondynki.
- W taki sposób, że cię luuubi – wtrącił się Happy.
Obaj spojrzeli na siedzącego pośrodku kota, który szczerzył się jak głupi i uświadomiwszy sobie, że popełnił błąd, wyciągnął coś z worka na plecach.
- Rybkę? – pisnął, unosząc łapki w górę.
Zauważyli po sobie, że mają zaróżowione policzki. Odwrócili szybko głowy, unikając zawstydzonych spojrzeń. Może kot miał rację i lubiła go? Ale nie jak przyjaciela, ale jakoś tak… bardziej?
Usłyszała w oddali odgłosy nadjeżdżającego pociągu. Już czas, pomyślała ucieszona. Wstała, wygładzając spódniczkę z tyłu i przez ramię zerknęła na chłopaka. Ujrzała grymas niezadowolenia i drobne krople potu na czole.
- Nie wejdę tam.. – jęknął cicho.
Wagony zatrzymały się, a czekający wokół ludzie zaczęli podążać w kierunku wejść.
- Idziemy – rozkazała, podnosząc torbę z ziemi.
Chłopak ani drgnął. Przełknął z trudem ślinę, gorączkowo wpatrując się w środek transportu.
Zniecierpliwiona podeszła do niego, szybkim ruchem złapała za biały szalik i pociągnęła w stronę pojazdu. Z trudem udało jej się dojść do celu. Przed samym wagonem poczuła silny opór. Odwróciła się. Stojący na sztywnych nogach Natsu, z bagażem na plecach, ani myślał ruszyć dalej.
Puściła szalik i okrążyła go. Położyła dłonie na jego plecaku i ile miała w sobie sił, naparła na niego, usiłując ruszyć przyjaciela z miejsca.
W przejściu do wagonu różowo włosy skutecznie zaparł się rękoma o framugę. Naprężył ciało, utrudniając dziewczynie przepchnięcie go do środka.
- Za nic tam nie wejdę! Nigdy w życiu! Po moim trupie! – wydarł się kręcąc głową na boki.
- Zapewniam cię, że wejdziesz – warknęła, nacierając na niego całym ciałem.
Chłopak był nieugięty, a siły powoli opuszczały dziewczynę. Musiała coś wymyślić, bo inaczej nigdy nie uda im się rozpocząć misji. Przecież potrzebowała na spłatę czynszu! Szczęśliwie, byli ostatnimi, którzy chcieli dostać się do tego przedziału… Ostatni? No pięknie, jeżeli szybko nie wejdą to pociąg im odjedzie.
Myśl Lucy!
Dziewczyna patrzyła na rozłożone ręce Natsu i wtedy ją olśniło.
Przestała popychać, położyła dłonie na jego boku i szybkimi ruchami zaczęła go łaskotać. Trafiła w odpowiednie miejsca i mag nie wytrzymał, puszczając framugę, łapiąc się rękoma za brzuch. Ryknął gromkim śmiechem, a w kącikach zamkniętych oczu zebrały mu się łzy.
- Lucy, przestań… - błagał, łapiąc oddech.
To była jej szansa. Pchnęła go gwałtownie w plecy, przez co przyjaciel z impetem wleciał do wolnego przedziału. Ucieszona, pogratulowała sobie w myślach swojego niezwykłego wyczynu. Wskoczyła do środka, a za nią wleciał Happy.
Zamknęła za sobą drzwi. Ujrzała leżącego na siedzeniach, ledwie żywego maga. Twarz mu zzieleniała, a oczy były bez wyrazu.
- Lucy, umyślnie zabijasz Natsu – westchnął kot, przyglądając się przyjacielowi.
Istotnie chłopak zawsze źle znosił podróże. Szkoda, że nie było z nimi Wendy, może użyłaby Troję, żeby mu pomóc.
Usiadła naprzeciwległych miejscach.
- Chodź bliżej… proszę… - wybełkotał, powstrzymując mdłości.
Patrzył na nią maślanym wzrokiem, który przypominał jej małego proszącego szczeniaka.
Przeniosła się na siedzenie obok jego głowy. Przysuwając się bliżej, uniosła ją powoli i położyła na swoich nogach. Najchętniej znokautowałaby go tak jak Erza, żeby mógł przez czas podróży spać, ale nie miała wystarczająco dużo siły.
Złapała w palce różowe kosmyki włosów. Chociaż odstawały w różnych kierunkach, były wyjątkowo miękkie. Gładziła je powolnie i kątem oka spostrzegła, że na twarzy chłopaka pojawia się ulga. Miał zamknięte oczy, a kąciki ust skierowane były ku górze.
- Natsu… co ja z tobą mam – westchnęła, zezując na zajadającego się rybkami Happy’ego, który uważnie im się przyglądał z przeciwnych siedzeń.

 

Wywlekła go z wagonu na plecach z wielkim trudem. Nadal był w stanie nie do użytku. Znowu będę go dźwigać? Poczuła dotyk na łydce. Zerknęła w dół.
- Lucy, wiesz gdzie mamy iść, nie? – pytał zmartwiony czymś kot.
- Tak. Coś nie tak, Happy? – przyjrzała mu się dokładnie.
- Tam stoi jakiś facet i trzyma kartkę z adresem – wskazał łapką przed siebie.
Podążyła wzrokiem w wyznaczonym kierunku. Happy miał rację.
Postawny mężczyzna znajdował się kilka metrów dalej, z białą tabliczką w rękach, uważnie przypatrując się w stronę pociągu. Czarne włosy miał gładko zaczesane do tyłu, na młodej twarzy nie dostrzegła zarostu, a na prostym nosie spoczywały ciemne okulary. Ubrany w atramentowy garnitur, prezentował się bardzo elegancko. Podchwyciwszy ciekawski wzrok dziewczyny, uśmiechnął się tajemniczo i ruszył w stronę podróżujących.
Stanął przed zdezorientowaną Heartfilią, opuścił tabliczkę i ściągnął okulary ukazując ciemnozłote oczy. Był od niej wyższy o ponad głowę.
- Słucham…? – wyjąkała, przez ściśnięte gardło.
- Zapewne podjęliście się zadania z hrabstwa Noor. Jestem Claude Maxell i czekam tu na państwa z polecenia Lady Noor – mówił głębokim głosem.
- Tak… Jesteśmy tu z powodu misji – potwierdziła, podtrzymując Natsu ręką.
- Jak ma panienka na imię? – spytał z delikatnym uśmiechem.
- Lucy. Lucy Heartfilia – przedstawiła się, starając się utrzymać pionową postawę pod ciężarem chłopaka na jej plecach.
- Heartfilia? – powtórzył lekko zdziwiony, jakby to nazwisko coś mu mówiło. – Miło mi poznać – chwycił dłoń dziewczyny i uniósł ją do ust, składając na niej pocałunek.
Lucy poczuła zakłopotanie i mrowienie w miejscu, gdzie jego wargi złączyły się z jej skórą. Stojący obok niej Happy, uważnie się temu przyglądał, nie ukrywając wzburzenia, jednak nie odezwał się słowem. Ten typek wydawał mu się podejrzany.
Mężczyzna zauważając umęczenie na twarzy blondynki, obszedł ją, chwycił maga i przerzucił go sobie przez ramię. Spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami, nie potrafiąc ukryć podziwu. Musiał mieć dużo siły.
- Tędy proszę, powóz już czeka – poinformował, ruszając przodem.
Lucy ruszyła za nim, a tuż nad jej głową podążał niebieski kot. Po chwili usłyszeli ciche jęczenie.
- Co tak kołysze… Lucy… Kiedy dojedziemy?
Przód chłopaka zwisał na plecach Clauda, więc szybko dogoniła go i kładąc dłoń na twarzy przyjaciela, pogłaskała ją.
- Jeszcze trochę Natsu musisz wytrzymać. Niedługo będziemy na miejscu.
Wydał z siebie zdławiony chichot i z powrotem nie kontaktował z otaczającym go światem.
Doszli do ciemnobrązowej bogato ozdobionej karety zaprzężonej w dwa gniade ogiery. Mężczyzna wpakował maga do środka, pomógł wejść dziewczynie, a sam zajął się prowadzeniem pojazdu. Happy wleciał do wnętrza, usadawiając się na wolnym miejscu.
Podróż minęła dosyć szybko.
Hrabstwo Noor prezentowało się bardzo okazale. Wokoło rosły krzewy przyozdobione kolorowymi kwiatami, które niosły słodką woń. Sama brama była okazała. Wyłaniający się spod koron drzew zbudowany w starym stylu budynek, robił wrażenie, zupełnie jak posiadłość w jakiej mieszkała ona sama w dzieciństwie.
Zatrzymali się. Claude otworzył im drzwi, wyciągnął chłopaka, podał pomocną dłoń Lucy i razem z kotem stanęli przed wejściem do domostwa.
- Natsu, jesteśmy – puknęła go palcem w zwisającą głowę.
Uniósł ją szybko, szczerząc się, z uczuciem ulgi na twarzy.
- No wreszcie! – zawołał.
Chciał iść, ale zorientował się, że nie stoi na własnych nogach, ale wisi w powietrzu. Spojrzał w górę. Mężczyzna przypatrywał mu się beznamiętnie.
- Lucy, mogłabyś mu powiedzieć, żeby mnie puścił? – stęknął z niezadowoleniem.
Spojrzała na posłańca, który bez żadnej zachęty zwolnił uścisk, przez co różowo włosy poleciał plackiem na ziemię.
Jęknął zdezorientowany i skierował gniewny wzrok w kierunku przeciwnika. Ten uśmiechnął się złośliwie, odwrócił się, by otworzyć na oścież wrota.
- Kretyn – mruknął pod nosem mag, wstając i otrzepując ubranie z brudu.
Wszyscy ruszyli do środka. Poprowadzono ich schodami, wieloma korytarzami, aż doszli do ostatniego pokoju.
Drzwi się uchyliły, a ich oczom ukazał się duży, wypełniony starymi meblami, gabinet. Przed wysokim oknem, w skórzanym fotelu siedziała starsza kobieta. Spięte siwe włosy w kok, zmarszczki na twarzy, ciemnozielona suknia i złoty pierścień,  upewniały w przekonaniu, iż ta kobieta widziała już wiele widziała i sporo przeżyła. Jednak jej niebieskie oczy na pozór radosne, zdawały się być smutne i przygaszone.
Poprowadzono ich bliżej, by zasiedli na przygotowanych krzesłach. Kobieta skinęła głową i Claude oddalił się od przybyłych, stając za jej plecami.
- Witajcie moi drodzy – zaczęła ciepłym głosem.
- Nasze uszanowanie, hrabino – powiedziała Lucy, nastawiając się na miłe usposobienie damy.
- Bez zbędnych formalności, chcę wam powiedzieć, czego oczekuję do wypełnienia zadania. – uśmiechnęła się łagodnie, rozsiadłszy się na siedzeniu. – Otóż. Chcę żebyście coś dla mnie znaleźli. Jest to nieduży stary kufer, który jest zakopany gdzieś na terenie posiadłości. Jest on dla mnie bardzo ważny, dlatego nagroda za odnalezienie go jest tak wysoka. Prosiłabym jednak, żeby go nie otwierać – ostrzegła, lekko surowym tonem.
- Czemu? Jest tam złoto? – wypalił Natsu, szczerząc się.
- Głupku – skarciła go Lucy. – Niech cię to nie interesuje, to już nie nasza sprawa.
Siedzący obok Happy, uśmiechał się jednak radośnie, jakby jakaś ciekawa myśl mu siedziała w głowie,
Kobieta nie skomentowała tego w żaden sposób, ale nadal patrzyła na nich smutnymi oczami.
- Właściwie to dlaczego służba tego nie szuka? – spytał ponownie chłopak.
Dziewczyna nie uciszyła go, ponieważ sama chciała znać odpowiedź, na ciekawiące ją pytanie.
- Eh… - westchnęła. – Wszyscy tego szukali. Ja sama robiłam to przez długi czas, ale w końcu nie wystarczyło mi już siły. Zostało kilka miejsc, które są nietknięte, Claude was tam zaprowadzi.
Potaknęli głowami i widząc, że lokaj podchodzi do drzwi, wstali i ruszyli za nim.
Wyprowadził ich na zewnątrz i zaprowadził w oddalone sporo od budynku miejsca. Bez słowa wręczył im łopaty i odszedł.
Wodzili za nim wzrokiem, aż zniknął im z pola widzenia i spojrzeli na siebie.
- No to do roboty – zawołał ochoczo Natsu i zaczął kopać energicznymi ruchami.
Patrzyła na niego z politowaniem, uśmiechając się z zadowoleniem. Wyciągnęła ze schowka jeden z kluczy.
- Otwórz się bramo panny: Virgo!
Przed nią, z rozpraszającego się w powietrzu dymu wyłoniła się ładna, różowo włosa dziewczyna o niebieskich oczach w stroju pokojówki.
- Czy to czas na karę? – spytała z beznamiętnym wyrazem twarzy trzymając przed sobą łańcuch i puchate kajdanki.
Lucy krzyknęła, zwracając tym samym uwagę Natsu i Happy’ego, z czego ten drugi ciekawie przypatrywał się rzeczom w dłoniach ducha. Uśmiechnął się zadziornie.
- Nie! Zostaw to i kop w ziemi, żeby znaleźć stary kufer – wydała polecenie, zażenowana postępowaniem dziewczyny.
- Tak jest – zasalutowała.
W jej ręku pojawiła się łopata i niczym wielkim wiertłem, wwierciła się w ziemię, która leciała w różne kierunki.

 

Siedziała na zielonej trawie i głośno wzdychała. Wpatrywała się w wykopane dziury, pragnąc ujrzeć choćby najmniejszy kawałek drewna. Zrezygnowana położyła się.
Usłyszała głuche łupnięcie.
- Znalazłem! – wykrzyknął Natsu.
Przyczołgała się bliżej dołu w którym był. Odgrzebywał garściami piasek, brudząc jeszcze bardziej zaplamione ręce. Odkopał nieduży kufer i razem z nim wyskoczył w górę, lądując przy dziewczynie. Nie mogąc utrzymać się na chwiejnych nogach, upadł do przodu, opadając na znalezisku.
Coś szczęknęło. Przerażony chłopak podniósł się błyskawicznie i kucnął. Lucy usiadła. Przyjrzała się uchylonej walizce. Ignorując resztki zdrowego rozsądku i polecenie, by nie otwierać pudła, uchyliła klapę.
- Przecież to są… - mruknął Happy nad ich głowami.
- Pamiątki – dokończyła zdziwiona dziewczyna.
W środku leżały fotografie, zapakowane w pożółkłe koperty listy adresowane do Lady Noor, kilka poskładanych kawałków materiału i malutkie bordowe pudełeczko. Odruchowo sięgnęła po nie i powoli otworzyła. Na malutkiej poduszeczce leżały dwie złote obrączki, złączone ze sobą popielatą wstążeczką.
Zamknęła opakowanie i włożyła na miejsce. Widziała, że chłopak trzyma w ręce czarno-białą fotografię i intensywnie się w nią wpatruje. Chwyciła go za kolano.
- Natsu, odłóż to… Wracajmy do budynku i oddajmy znalezisko, właścicielce – mówiła cicho, starając się zbytnio nie okazać wzruszenia tym do czego doszła.
To były pamiątki jej i męża. Dwie obrączki. Kufer skrywał jakąś tajemnicę, która była przyczyną smutku starszej kobiety.
Chłopak westchnął, chowając wszystko do środka. Zamknął pudło, wstał, otrzepał ubranie od kurzu i pomógł Lucy się podnieść. Nie widziała nigdzie Virgo, co oznaczało, że wróciła z powrotem to świata duchów. Szybka była.
Mag podniósł znalezisko, które wziął pod pachę, łopaty trzymał w jednej ręce, a drugą złapał dłoń blondynki i bez słowa pociągnął w kierunku drogi do budynku. Za nimi podążył Happy.
W milczeniu dotarli do celu i wprowadzeni przez Clauda, który zabrał od Natsu łopaty, wybrudzeni stanęli przed hrabiną. Smoczy Zabójca wręczył jej kufer.
Oczy wcześniej bez wyrazu, ożyły, błyszcząc niczym diamenty. Chciała płakać, ale powstrzymywała się. Delikatny uśmiech rozjaśnił twarz kobiety, która przyjrzała im się z troską.
- Zajrzeliście, prawda? – spytała cicho.
- Przepraszamy – szepnęła zawstydzona Lucy.
- W takim razie, skoro widzieliście już co w niej jest, jesteście pewnie ciekawi, dlaczego takie starocie leżały pod ziemią, zgadza się? – wstała powoli i nieśpiesznie podeszła do stolika, stawiając na nim skrzynkę, by wypakować z niej jej zawartość. – To pamiątki po moim mężu.
Przypuszczenia dziewczyny spełniły się. Wytężyła słuch, by lepiej zrozumieć ciche słowa kobiety.
- Wiele lat temu, zanim was dzieci na tym świecie jeszcze nie było, toczyły się srogie wojny. Już wtedy od wielu lat byliśmy małżeństwem jak wiadomo, z dużą majętnością. Mąż mój, zobowiązany był bronić posiadłości i udał się by walczyć. Wcześniej jednak oddał mi obrączkę, jakby przeczuwając, że coś się może stać. Nie mylił się. Zginął kilka dni po tym jak wyszedł z domu. Bojąc się o to, co najbardziej chciałam po nim ochronić, nie był ten wielki dom, ani inne bogactwa. Pragnęłam zachować listy miłosne, które pisał dla mnie za młodu… Strzępki koszuli, podartej podczas pierwszej przejażdżki konnej… pierwsza wspólna fotografia i… nasze obrączki – szeptała odwrócona do niech tyłem.
Lucy zauważyła małe plamki na starym papierze, leżącym na stoliku. Ona płakała. Wspomnienia męża, były dla niej tak bolesne, że roniła gorzkie łzy, które ukrywała przed magami.
- Dziękuję wam, za odnalezienie tego. Claude wręczy wam zapłatę – mówiła już głośniej, jednak nadal tkwiła w tej samej pozycji.
Przyjaciele wstali i skierowali się w stronę wyjścia. Natsu wraz z Happy’m radośnie szli przodem, wołając coś o sporej nagrodzie i powrocie do gildii.
Lucy także była ucieszona, że w końcu ich misja się skończyła. Jednak nadal myślała o tym, co powiedziała im kobieta. O pięknej miłości, która skończyła się tak tragicznie. Westchnęła.
Poczuła uścisk na nadgarstku i odwróciła się szybko. Nawet nie zauważyła, że była sama z Claudem w jednym z długich korytarzy. Patrzył na nią pożądliwie i nim zdążyła się zorientować, przytwierdził ją do ściany, blokując skutecznie ucieczkę. Jedną ręką trzymał jej ręce przy brzuchu, drugą złapał za brodę.
Zawładnął nią strach i paraliż. Słowa uwięzły w gardle, chociaż chciała krzyczeć, wzywając pomocy.
- Panna Heartfilia, no proszę, w końcu jesteśmy sami – mruknął, przybliżając twarz bliżej. – Długo chowałaś się przed światem, moja droga.
Przesunął palcami z podbródka, przez policzek, wplatając je w blond włosy. Chwycił mocniej, sprawiając jej ból. Pisnęła, przymykając powieki. Jego oczy zabłyszczały.
- Ciekawy jestem… Ile twój ojciec dałby w zamian za ciebie, gdyby dowiedział się o porwaniu… - mówił, świdrując wzrokiem jej ciało. – Jednak zanimby to nastąpiło, chciałbym się trochę zabawić – wydał z siebie złowrogi pomruk.
Przybliżył się jeszcze bardziej, wtulając twarz w jej głowę, wąchając jasne kosmyki, by na koniec lekko ugryźć ją w ucho.
Drgnęła. Bała się tego, co zrobi. Bawił się nią, chciał wykorzystać ile się uda i dostać okup. Czuła napór jego ciała na swoje, gorący oddech na karku i nieprzyjemne dreszcze, które u niej wywoływał. Dlaczego?
Nagle ucisk zelżał. Otworzyła szeroko oczy, widząc spadającego na ziemię kilka metrów od niej Clauda. Ocierał wargę z której spływała krew. Uśmiechnął się złowrogo, powoli wstając.
Spojrzała w drugą stronę. Stał przy niej rozwścieczony Natsu, od którego buchały gorące płomienie. Ściągnięte brwi, zaciśnięte, odsłonięte zęby i rozjuszone oczy, ukazywały jego szał.
- Zabiję cię – warknął, zaciskając ogniste pięści. – Dotykałeś jej… chciałeś zrobić, coś na co się nie zgadzała… Skrzywdziłeś ją!
Opanowany lokaj, stał wyprostowany wpatrując się w magów.
- Nic nie mówiła, więc uznałem to za przyzwolenie – mruknął zadowolony z łajdackim uśmieszkiem.
- Ty… - burknął chłopak, napinając mięśnie, by skoczyć do ataku.
Lucy złapała go za kamizelkę. Spojrzał na nią zdezorientowany, widząc wyraz jej twarzy.
Po policzkach płynęły łzy, które ściekały jej z brody na bluzkę.
- Jedźmy do domu… - łkała, ściskając materiał.
Chłopak, bił się z myślami, chcąc dowalić przeciwnikowi, który stał i chełpił się z tego co zrobił. Spojrzenie Heartfili, która stała koło niego bezbronna, zagubiona, ostudziło jego chęć przemocy. Chwycił ją delikatnie za rękę i ostatni raz rzucając najwścieklejsze spojrzenie na Clauda, ruszyli w kierunku wyjścia.
Widząc jej łzy, miał ochotę wrócić i roztrzaskać go o ścianę, jednak teraz nie mógł zostawić dziewczyny samej. Objął ją opiekuńczo ramieniem. Poczuł dreszcz, który przebiegł po delikatnej skórze przyjaciółki. Zapewne było to związane ze wspomnieniem niedawnych wydarzeń. Idąc z nim, łkała cicho, patrząc na swoje buty, jakby nie chciała pokazywać mu swojej twarzy.
Wyszli z budynku, gdzie czekał na nich zniecierpliwiony Happy. Kot podleciał bliżej.
- Natsu, co tak długo…
Chłopak pokazał gestem dłoni, żeby przyjaciel ucichł. Stan Lucy nie był odpowiedni na żarty ze strony jego i kota. Ten zauważył wyraz jej twarzy i drgawki na ciele, po czym oddalił się trochę od nich.
- Wracajmy do domu, Lucy – szepnął.

 

16 grudnia 2012

Rozdział 3 - Wszędzie zachodzą zmiany

Blondynka przełknęła gorączkowo ślinę. Spojrzenie Erzy było przerażające i przeszywało ją na wskroś, zaglądając w najgłębsze zakamarki duszy. Przeszedł ją dreszcz.
- Ee.. ja.. no.. – jąkała, uciekając oczami na boki, starając się nie wyłapać jej wzroku.
- Słucham Lucy – rzekła spokojnie, choć dało się usłyszeć w jej tonie głosu spore napięcie.
Scarlet podeszła bliżej, wprawiając w niepokój przyjaciółkę. Heartfilia chciała jej powiedzieć o wszystkim, ale nie wiedziała ile może zdradzić, żeby nie wzburzyć tym szkarłatno włosej. Co miała wymyślić?
Spojrzała jej w oczy i otworzyła usta.
- Erza?
Cichy głos dobiegł zza stojącej dziewczyny, która powoli odwróciła się, pełna obawy.
Stojąca z luźno puszczonymi rękoma wzdłuż ciała Mei, przyglądała się dziewczynom z pewną obawą na twarzy. Uśmiechnęła się nieśmiało i wyciągnęła rękę w kierunku Titanii. Ona parzyła szeroko otwartymi oczami, które napełniły się łzami.
- Mei…
Natychmiast przylgnęła do niej, wydając z siebie ciche łkanie. Jej płacz był czymś niezwykłym, gdyż rzadko kto mógł ujrzeć poruszenie twardej, stanowczej i nieugiętej kobiety.
Lucy patrzyła na nie wzruszona. Znały się w dzieciństwie i po wielu latach mogły się w końcu spotkać. Czuła radość. Cieszyła się widząc, że przyjaciele są szczęśliwi. Chciała zostawić je same, żeby mogły spokojnie porozmawiać, dlatego oddaliła się w kierunku baru.
Idąc tam, zauważyła przy jednej z ław wzdychającą niebiesko włosą, drobną dziewczynę. Podeszła do niej i przysiadła się z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry Levy – zaćwierkotała.
- O… witaj Lucy – szepnęła zamyślona dziewczyna.
- Czy… czy coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze – stwierdziła, uważnie się jej przypatrując. Martwiła się o nią.
- Ach… szkoda gadać Lucy – westchnęła, kładąc się na stole.
Blondynka zauważyła, że od kilku dni jej przyjaciółka jest jakaś markotna, jakby nieobecna i ciągle zamyślona. Położyła jej dłoń na plecach, chcąc dodać otuchy.
- Levy, wiesz, że jeżeli coś cię trapi to możesz mi o tym powiedzieć, prawda? – mówiła, chcąc zachęcić towarzyszkę do zwierzeń.
Niebieskie, falowane włosy, zadrgały. Dziewczyna podniosła tułów i obróciła się w stronę blondynki. Uśmiechnęła się blado, patrząc na swoje splecione dłonie.
- Wiesz… martwię się – jęknęła.
- Martwisz? Ale o co?
- No martwię się o kogoś… - policzki niebiesko włosej zarumieniły się. – O Gajeela – zawstydzona ukryła twarz w dłoniach.
Lucy zbita z tropu, zastanawiała się, czy dobrze usłyszała. Pokręciła głową, uzmysławiając sobie, że słuch ją nie myli. Uśmiechnęła się chytrze.
- Ty i Gajeel? – szczerząc się, szturchnęła przyjaciółkę w ramię. – No, no, nie chwaliłaś się zbytnio.
- Co? Nie! To nie tak… - broniła się, oblewając twarz rumieńcem. – Ja po prostu… No bo… On tak długo nie wraca z misji, a zawsze załatwiał wszystko szybko. W dodatku jest z Juvią, to powinni uporać się z tym raz dwa… - wierciła się, unikając ciekawskiego wzroku blondynki.
Lucy złapała jej dłoń i zaczekała, aż ta na nią spojrzy.
- Levy… Nie masz się co przejmować. Gajeel to facet ze stali i to dosłownie! – zachichotała. – Wróci, nim się obejrzysz.
Przyjaciółka odetchnęła z ulgą, wiedząc, że ma oparcie w kimś zaufanym. Uśmiechnęła się pogodnie, odwzajemniła uścisk i wolną ręką pogładziła rąbek spódnicy.
- Swoją drogą, to jak ci idzie z Natsu? – wypaliła, zmieniając temat na swoją korzyść.
- Z nim? Coraz bardziej nie mogę go zrozumieć… - żaliła się, opierając łokcie na stole. – Jest taki dziecinny i strasznie… hm… zuchwały.
- Był tak od zawsze – potaknęła, śmiejąc się.
- Taak…
- Wiesz, ale jak tak na was patrzę, to coś musi między wami być, że Natsu tak często wybiera twoje towarzystwo – rozmyślała głośno Levi, drapiąc się po brodzie.
- Ona go luuuubiii – odezwał się tłumiony chichotem cienki głosik.
Podskoczyły jak poparzone, domyślając się, że były podsłuchiwane przez część rozmowy, jak nie całość.
- Happy! Co ty sobie myślisz? – krzyknęła zirytowana Lucy, patrząc na kota ze złością.
- Skoro mówicie o Natsu, to nie możesz się czepiać – trajkotał.
- Mogę, bo nie możesz nas podsłuchiwać, z resztą to nie twoja sprawa, więc idź stąd – karciła go, czując rumieńce na policzkach.
- Moja, bo nie możesz obgadywać mojego przyjaciela – odpowiedział, krzyżując łapki.
- Ja go wcale nie obgaduje! Natsu…
- O mnie mowa?
Ucieszony chłopak siedział, obok blondynki i oparł rękę na jej barku. Jakim cudem znalazł się tak szybko, zupełnie niezauważony? Dziewczyna patrzyła na niego zdezorientowana, zapominając, co właśnie chciała powiedzieć. Zaraz, o czym to ona?
- Właśnie, co z tym zadaniem, o którym mi mówiłeś? Muszę mieć na spłatę czynszu, a ty jak na razie mi w tym nie pomagasz – mruknęła, zezując na kota.
- A! Tak, właśnie… - wstał i błyskiem w oczach, wyszczerzył się. – Chodźmy do Miry, bo czas ucieka.
Lucy westchnęła i spojrzała na przyjaciółkę.
- To do zobaczenia Levy – przytuliła ją, podniosła się, stając obok maga.
Razem z Happym skierowali się w stronę baru.
- Powodzenia Lucy! – zawołała wesoło niebiesko włosa.
Heartfilia uśmiechnęła się. Dotarli na miejsce, gdzie czekała na nich, wycierająca kufle po piwie, Mira. Nucąc wesołą melodię, wyciągnęła spod lady, zgiętą na pół kartkę i wręczyła ją dziewczynie. Patrzyła na nich, z podejrzliwym zadowoleniem.
We trójkę przyjrzeli się ogłoszeniu.
- Znaleźć kufer? – zdziwiła się blondynka. – To tyle?
Natsu wydarł jej papier z ręki.
- Wooow!! Zobacz jaka nagroda!! – zawołał podekscytowany. – Pewnie są tam skarby. Złoto, pełno złota!
- Coś mi tu śmierdzi – mruknęła, drapiąc się po głowie. To było zbyt proste zadanie, jak za taką cenę.
- Właśnie. Lucy spierdziałaś się, musisz stąd wyjść – zachichotał Happy, zasłaniając nos łapkami. Razem z nim zarechotał głośno chłopak.
Dziewczyna oblała się rumieńcem i poirytowana, zdzieliła ich obu po głowach. Złapali się za bolące miejsca, trąc dłońmi, by złagodzić cierpienie.
- Głupki – burknęła, otrzepując ręce.
- To jak? Weźmiecie zadanie? – zagaiła rozbawiona Mira.
Magowie nie odezwali się, patrząc w oczekiwaniu na decyzję uspokajającej się przyjaciółki. Zerknęła na nich spod byka i z zupełnie radosną miną skierowała się do barmanki.
- Oczywiście. Wiesz, może kto jest zleceniodawcą? – spytała z uśmiechem.
- Niestety nie. Na kartce macie adres, ale myślę, że nie powinno być problemów, więc gładko pójdzie wykonywanie misji.
Umotywowana słowami koleżanki, Heartfilia, stuknęła chłopaka w ramię.
- Idziemy – postanowiła.
Mag kiwnął głową i zadowolony wraz z Happym ruszył przodem. Blondynka pomachała Mirze na pożegnanie, maszerując za przyjaciółmi.
Rozejrzała się po wnętrzu. W oddali dostrzegła rozmawiające spokojnie Mei i Erzę. U niebiesko włosej, dostrzegła na odsłoniętej prawej łopatce znak gildii w śliwkowym kolorze. Więc ją przyjęli. Zadowolona z takiego obrotu sprawy Lucy, postanowiła porozmawiać z nią po powrocie z wykonanego zlecenia. Chciała dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
Przełknęła ślinę, uzmysłowiwszy sobie, że będzie musiała porozmawiać także z Titanią.

14 grudnia 2012

Rozdział 2 - Prawda w końcu wyjdzie na jaw


- Czemu Jellal nie chwalił się, że ma siostrę? – wypaliła nagle Lucy, przerywając panującą między nimi ciszę.
Idąca pomiędzy nią a Natsu Mei, uśmiechnęła się łagodnie, patrząc na swoje stopy.
- Przez Zerefa długo o mnie nie pamiętał, z resztą nadal nie wszystko sobie przypomniał. Jako dzieci byliśmy w Rajskiej Wieży. Nie mam pojęcia w jaki sposób, ale udało mi się uciec lub mnie uwolniono. Mój mózg w jakiś sposób wypiera te zdarzenie z pamięci… - westchnęła, ściągając brwi, by skupić myśli.
Lucy patrzyła na nią ze zrozumieniem, chciała powiedzieć jakieś ciepłe słowa, dodać otuchy, jednak nie potrafiła.
- Dużo podróżowałam, zwiedziłam trochę świata i kiedy dowiedziałam się o zniszczeniu naszego przekleństwa, musiałam natychmiast odnaleźć brata. Udało mi się to dopiero po wielu miesiącach poszukiwań. Nirvana. To był punkt odniesienia. Doszły mnie słuchy, że chcą ją wykorzystać i potrzebują silnego maga, który im w tym pomoże. Wiedziałam, iż chodziło o Jellala, w końcu uważano go za zdrajcę… Później widziałam jak się od was oddala i wtedy go złapałam – odetchnęła głęboko po wyczerpującej wypowiedzi.
Idący obok Natsu ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, miał ściągniętą w rozmyślaniu twarz. Chciał zrozumieć uczucia siostry do zagubionego w życiu brata, który wyrządził wiele szkód jego przyjaciołom. Wiedział, że to nie do końca była jego wina, ponieważ to przez Zerefa. Gdyby nie Jellal, byłoby z nimi kiepsko.
W końcu uśmiechnął się i niespodziewanie poklepał Mei po plecach. Obie dziewczyny uważnie mu się przyjrzały.
- Będzie dobrze – wyszczerzył się radośnie.
Niebiesko włosa potaknęła, ucieszona szczerymi słowami, które wypowiedział towarzysz.
- Tak – rozpromieniła się.
Lucy patrzyła z zadowoleniem na chłopaka, który emanował zadowoleniem i pewnością siebie. Lubiła w nim to, że nigdy się nie poddawał, podążał za wyznaczonym sobie celem, dając przyjaciołom nadzieję.
Wzięła Mei pod rękę.
- Pomogę ci – zadeklarowała, patrząc w jej piwne oczy.
- Ja też! Z resztą muszę dotrzymać słowa – trajkotał Natsu. – I będę z tobą walczył. Ale się napaliłem! – podekscytowany, z błyszczącymi oczami, zacisnął mocno uniesione pięści.
- A ty tylko o biciu… I właśnie zniszczyłeś mi idealną wizję twojej nowej osobowości – westchnęła zażenowana nadpobudliwością maga.
- Mojej nowej osobowości? Po co, stara ci nie wystarczy? – pytał zdziwiony.
- Natsu, jesteś wystarczająco upierdliwy teraz, a nie wiem co bym ci zrobiła, gdybyś miał rozdwojenie jaźni… - warknęła, spoglądając na niego spod byka.
- Czyli że było by mnie dwóch? – oczy mu zabłysły. – Super! Mógłbym wtedy pokonać Graya, Erze, nawet dziadziusia! – podekscytowany, przeskakiwał z nogi na nogę.
- Załamujesz mnie… - jęknęła, patrząc na niego z politowaniem. – Widzisz Mei, całe życie z wariatami – zachichotała.
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.
Mijali kolejne domy, uliczki i sklepiki. Późna jesień była bardzo ciepła tego roku, co niezmiernie cieszyło Lucy, która wolała letnią porę roku. Kiedy w końcu stanęli przed budynkiem gildii, Mei zaparło dech w piersiach. Wielki znak na bramie robił wrażenie, jak również stoiska z pamiątkami niezmiernie cieszyły oczy. Lucy nie dostrzegła stojącego zazwyczaj za ladą Maxa, co trochę ją zaintrygowało. Stwierdziła jednak, że później go poszuka, teraz ważne było dla niej, żeby Mei stała się członkiem ich gildii.
Doszli do budynku, nad drzwiami którego, rozpościerał się wielki napis Fairy Tail. Natsu ruszył szybciej i z impetem otworzył wrota na oścież.
- Już jesteśmy! – wykrzyknął radośnie, unosząc wysoko ręce.
W mgnieniu oka stanęła przed nimi białowłosa dziewczyna o anielskiej twarzy.
- Witajcie z powrotem kochani – uśmiechała się, przymykając powieki. Szybko zauważyła nową towarzyszkę przybyłych. – Witaj, jestem Mira, a ty? – wyciągnęła ku niej rękę.
- Mei – uścisnęła jej dłoń.
- Mei, miło mi cię poznać. Zapraszam do środka – pociągnęła dziewczynę w kierunku baru.
Lucy i Natsu podążyli za nimi. Na długim blacie siedział po turecku, niewielkiego wzrostu staruszek z siwymi, nastroszonymi na boki włosami. Uprzednio znudzony, zobaczywszy nową twarz, widocznie się ożywił.
Uśmiechnął się z błyskiem w oczach.
- Mistrzu Macarov, to jest Mei – Mira stojąca obok dziewczyny, przedstawiła ją i wróciła za bar.
Staruszek zmierzył ją wzrokiem. Przyglądając się jej twarzy, chwile nad czymś intensywnie rozmyślał, po czym z wielkim uśmiechem, stwierdził:
- Takie panny to skarb – zachichotał. – Witam w Fairy Tail. Zapewne chciałabyś dołączyć do gildii?
- Tak – odpowiedziała pośpiesznie. – Bardzo mi na tym zależy.
- Wiesz… przypominasz mi kogoś – spoważniał. – Więc porozmawiajmy, gdzieś indziej – mistrz zeskoczył z blatu na ziemię i łapiąc za rękę dziewczynę, popędził z nią w odległą część pomieszczenia z głośnym rechotem i okrzykiem. – Nowa zdobycz!
- Mistrzu! – zawołała zdziwiona Mira i pobiegła za nimi.
Lucy i Natsu przyglądali się temu zajściu uważnie z szeroko otwartymi oczami. Popatrzyli na siebie, wzruszyli ramionami i odwrócili się.
Przed nimi stał ze skrzyżowanymi rękoma na gołej piersi, ciemnowłosy chłopak z chytrym uśmieszkiem.
- Kto to jest? – mruknął, kiwając głową w stronę, gdzie zniknął staruszek.
- Nie masz u niej szans. Jest cztery lata starsza, a w ogóle gdzie twoja bielizna Gray, ty zboczeńcu?! – szydził rozbawiony Natsu.
Zawstydzona Lucy, pisnęła, a różowo włosy zasłonił jej oczy swoją dłonią. Zaskoczony swoim brakiem ubioru przyjaciel, najpierw uniósł a później szybko opuścił ręce, zakrywając miejsca intymne. Pośpiesznie oddalił się od towarzyszy i chwile potem wrócił ubrany w spodnie.
Mimo że Gray nie był już nagi, Natsu nadal uparcie trzymał dłoń na twarzy nieświadomej blondynki.
- Rany… mógłbyś się opanować przy Lucy – bąknął Natsu.
Chłopak uniósł brwi z zuchwałym uśmiechem.
- Czyżbyś był zazdrosny?
- Co? – zawył osłupiały mag. – Ja zazdrosny o takiego mózgolodowego zboczeńca?
Przylgnęli do siebie czołami, a wokół nich utworzyła się ciemna aura.
- Odszczekaj to skośnooki – warknął ciemnowłosy.
- Nigdy – burknął.
Lucy udało się uwolnić spod zakleszczającej się na jej twarzy, rozgrzewającej się dłoni maga. Wiedziała, że niedługo nastąpi rytualna walka obu przyjaciół i nie chciała w niej uczestniczyć.
Oddaliła się o kilka kroków w tył, gdzie napotkała na opór. Odwróciła się szybko i ujrzała przed sobą, siedzącą spokojnie przy ławce, zajadającą się truskawkowym ciastem, szkarłatno włosom dziewczynę. Ubrana w białą koszulę bez rękawów z niebieską kokardą i spódniczką przed kolano, uśmiechała się do konsumowanego smakołyku.
Zauważyła przyglądającą się jej blondynkę.
- Lucy, witaj! Usiądź proszę – wskazała widelcem miejsce naprzeciw siebie.
Dziewczyna kiwnęła głową i z ochotą wykonała prośbę. Nie chciała uczestniczyć w walce, a towarzystwo Erzy bardzo jej odpowiadało.
- Smacznego – życzyła blondynka.
- O, dziękuję. Może się trochę poczęstujesz? – zaproponowała dziewczyna, zezując z kawałka ciasta na przyjaciółkę.
- Nie, nie trzeba. Pewnie jesteś głodna – stwierdziła, uśmiechając się. – Zjedz to, a mną się nie przejmuj.
Erza zachichotała.
- Lucy, domyślam się o czym myślisz. To nie jest jedyne, co mam – wzruszyła ramionami i podniosła z siedzenia obok siebie, w jednej trzeciej zjedzony przez siebie duży tort.
Położyła go na środku stołu, podała blondynce talerzyk wraz z widelcem i ukroiła jej kawałek smakowicie wyglądającego ciasta.
- Jedz ile chcesz i nie wykręcaj się – wyszczerzyła się, by z powrotem zająć się delektowaniem.
Lucy podążyła za jej przykładem i wzięła do ust nieco deseru. Tak jak sobie to wyobrażała, był on niezwykle delikatny i wyśmienity. Erza zawsze wybierała wyborne słodkości i często można ją było zobaczyć jak je zjada.
Blondynka spojrzała na przyjaciółkę.
- Erza, jak to jest, że jesz tak dużo, a nie tyjesz? – spytała trochę nieśmiało.
Dziewczyna przerwała jedzenie i uśmiechnęła się pewnie.
- Widzisz Lucy, ja nie wchłaniam kalorii, bo one się mnie po prostu boją zaatakować – odpowiedziała z dumą.
Heartfilia przyglądała się jej z niedowierzaniem, nie mogąc wykrztusić słowa. Wzięła do ust następny kawałek ciasta i szybko go przełknęła.
- A właśnie… Kim jest ta niebiesko włosa dziewczyna, która dzisiaj tu z wami przyszła? – spytała Erza, z zamyśleniem spoglądając w głąb oddalonego korytarza.
Blondynka podążyła za jej wzrokiem i szybko przeniosła go na Scarlet.
- Spotkaliśmy ją z Natsu w sklepie, chciała dołączyć do Fairy Tail – uśmiechnęła się ciepło. – Ma na imię Mei.
Gdy Lucy wypowiedziała imię dziewczyny, Erza znieruchomiała w osłupieniu. Jej źrenice stały się wąskie, a skóra na twarzy pobladła. Skierowała wzrok na siedzącą naprzeciwko dziewczynę i drżącym głosem wypowiedziała jedno słowo:
- Jellal...
Lucy otworzyła szeroko oczy, zastanawiając się, skąd przyjaciółka mogła o nim wiedzieć.
Zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, rozległy się za nią okrzyki.
- Tym razem… przegrasz…!
- Nie masz ze mną …szans…!
- Mózgolud…!
- Skośnooki padalec…!
Ziemia się pod nimi zatrzęsła i w jednej chwili obaj przyjaciele okładając się pięściami,
wylądowali na stole, przy którym siedziały dziewczyny.
Kawałki tortu obryzgały wszystkich wokół. Osmarowana na twarzy Erza, ocknęła się z wcześniejszego szoku i gwałtownie wstała.
- Mój tort… co wyście zrobili?! Nie daruje wam tego! – wykrzyknęła.
Wskoczyła między nich i w mgnieniu oka, znokautowała przeciwników, którzy leżeli na ubrudzonej posadce, a nad ich głowami pełnymi guzów, unosiły się malutkie gwiazdki.
Na wpół przytomni, uśmiechali się głupkowato i jęczeli z bólu.
- Zachciało wam się bójki… - mruknęła, zadowolona z takiego obrotu sprawy Scarlet, otrzepując dłonie i lekko pomiętą spódniczkę.
Lucy patrzyła z przerażeniem na pobojowisko, które wyrządzili Natsu i Gray, unieruchomieni przez nieustraszoną Titanię.
Szkarłatno włosa, założyła dłonie na biodra i z zaciętą miną, spojrzała na towarzyszkę.
- A teraz Lucy, powiesz mi gdzie się podziewa ten tchórz.