Łączna liczba wyświetleń

3 października 2013

Rozdział 16 - Wynik jest decydujący

Lucy obudziła się całkowicie skołowana. Bolała ją głowa i nogi. Usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Przez otwarte okno, do mieszkania wlatywało ciepłe powietrze i zewsząd dochodziły odgłosy żywo ćwierkających ptaków oraz bawiących się dzieci. Przecierając zmęczone oczy, dostrzegła porozwalane brudne naczynia na stoliku, rozrzucone ubrania, a nawet zwisające z żyrandola sandały! - Co tu się działo…? – jęknęła zdezorientowana. Coś obok niej się poruszyło. Przestraszona raptownie zerwała się z łóżka. Przyjmując pozycję obronną, zauważyła leżącą Cane, która cichutko pochrapywała. Lucy odetchnęła z ulgą, skierowała się powolnie w stronę szafy i ubrała się. Nadal na wpółprzytomna, zabrała się za sprzątanie mieszkania i przygotowywanie śniadania. Robiąc naleśniki, usłyszała z oddali kroki. Zerknęła przez ramię, widząc wlekącą się niezdarnie przyjaciółkę. - Dzień dobry, Cana – powitała ją z niemrawym uśmiechem. – Możesz mi przypomnieć co się działo dzisiejszej nocy? Dziewczyna ziewnęła, siadając na krześle przy nakrytym zastawą stole. - Wiesz… sama nie wiele pamiętam… - stęknęła, drapiąc się po głowie. – Ale chyba próbowałam cię rozluźnić alkoholem… - To wyjaśnia zwisające z lampy sandały – wskazała palcem sufit. Szatynka podążyła wzrokiem we wskazanym kierunku i zaśmiała się zakłopotana. - Wiesz, nie wiem, która z nas to zrobiła, ale jeżeli to ja, to przepraszam – tłumacząc się, nie mogła powstrzymać chichotu. Lucy machnęła ręką i uśmiechnęła się pogodnie. - Nie przejmuj się, poproszę kogoś, żeby je zdjął – wtedy na myśl przyszedł jej Natsu i poczuła bolesne ukłucie w sercu. Szybko odpędziła te myśl i zajęła się smażeniem. Nadal nie mogła uwierzyć w zaistniałą sytuację, ale fakty mówiły same za siebie. Chłopak był winny. Przełożyła naleśniki z patelni na talerze, nałożyła słodkiego sera, owoców i zaniosła na stół. Przysiadła się i obie zaczęły jeść w milczeniu. Lucy głowiła się nad tym, czy mag rzeczywiście mógł dopuścić się kradzieży, a Cana myślała o tym, ile litrów alkoholu udało jej się wypić. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i obie dziewczyny podskoczyły na krzesłach. Do mieszkania weszła powoli, pewnym krokiem, ubrana w czarną garsonkę Erza. Z poważną miną, obejrzała wnętrze i spojrzała na siedzące przy stole, przestraszone przyjaciółki. - Lucy, Cana, pospieszcie się. Chyba nie chcecie spóźnić się na rozprawę, prawda? – spytała po chwili milczenia. Pomimo zdziwienia, jakie wywołało wejście Scarlet, pokręciły posłusznie głowami i zaczęły się przygotowywać. Heartfilia zerknęła ukradkiem na gościa. Dziewczyna błądziła wzrokiem po pokoju i choć przybierając codzienną maskę opanowania, nie udało jej się ukryć niecodziennego zdenerwowania. Lucy nie widziała jej jeszcze w takim stanie. Erza była czymś wyprowadzona z równowagi i zapewne główną przyczyną nie była rozprawa, na którą miały się udać we trójkę. Nagle podchwyciła jej spojrzenie i uśmiechnęła się cierpko. - Gotowa? – zapytała czerwono włosa. Blondynka kiwnęła głową. Chciała mieć to wszystko już za sobą. Wyjaśnić całą sytuację, mając w duchu nadzieję, że ta cała farsa jest jedną wielką pomyłką i Natsu jest niewinny. - No, to ruszajmy – powiedziała Cana, zatrzymując się przed przyjaciółkami. Te zupełnie oszołomione, musiały przetrzeć oczy, by wyjść ze zdziwienia. Przed nimi stała zupełnie inna kobieta! Ubrana w granatową ołówkową spódniczkę do kolan, białą koszulę z falbankami na zapięciu, czarne czółenka, a do tego włosy upięte w kok, zmieniły ją kompletnie. - No co? Jestem gdzieś wyświechtana, że tak się gapicie? – zdezorientowana, zaczęła oglądać swoje ubranie. - Nie. Po prostu zobaczenie cię w takim wydaniu, jest czymś niezwykłym – zachichotała Lucy. – Bardzo ładnie wyglądasz. Cana, której odebrało mowę, zmieszana komplementem wyszła z mieszkania, czując jak różowieją jej policzki. Te zabawne zachowanie lekko rozluźniło dziewczyny, dzięki czemu z większym spokojem mogły udać się na rozprawę.
Większość magów było już obecnych w głównej sali budynku gildii, specjalnie przebudowanej na wzór sądu. Przy wejściu stały barierki i bramka, przy których spacerował zamyślony Gajeel, wymachujący czarną policyjną pałką, demonstrując w ten sposób, jak bardzo mu się tu nudzi. Wchodząca do budynku Levy, prawie się potknęła, widząc ubranego maga w szary mundur. Nawet jego włosy były w lepszym stanie niż dotychczas, związane dodawały mu powagi. Dziewczyna, poprawiając okulary, zatrzymała się przed zablokowanym przejściem, czekając, aż Redfox zwróci na nią swoją uwagę. Chwilę to trwało, nim skończył przechadzać się wszerz korytarza i kiedy powrócił myślami do rzeczywistości, na widok niebieskowłosej uśmiechnął się zawadiacko, Chciał się z nią trochę podroczyć, ale dostał polecenie z "góry", by dosyć sprawnie przeprowadzać identyfikację uczestników rozprawy. - Levy McGarden... - wycedził, wyciągając z kieszeni spodni poskładaną niechlujnie kartkę papieru. Zlustrował ją wzrokiem i uśmiechnął się złośliwie. - Widzę, że wygrzebałaś babcine ciuchy. Mama cię zaczęła ubierać? - zakpił, przenosząc wzrok na listę. Speszona dziewczyna chwyciła czarny materiał togi, zaciskając pięści. - Protokolant... jest. Możesz wejść - Gajeel odhaczył Levy na liście i pozwolił jej iść dalej, chichocząc złośliwie. Oburzona, szybkim krokiem doszła do wyznaczonego dla niej miejsca, usiadła i nerwowo zaczęła poprawiać leżące na stoliku arkusze kartek oraz przestawiać kałamarz z piórem. - Idiota... - mruknęła, czując piekące policzki. Po chwili zaczęła się uspokajać. Biorąc głęboki wdech i wydech, rozsiadła się wygodnie na krześle. Zerknęła w stronę bramki. Stał tam dosyć zdezorientowany Reedus, czekając aż Gajeel w końcu znajdzie go na liście. Za nim zaczęła tworzyć się kolejka magów czekających na swoją kolej, ale Redfox'owi nie chciało się spieszyć. Levi zaczęła się powoli zastanawiać, co takiego jest w tym gościu, że nadal jej się podoba. - Jestem idiotką... - westchnęła. Powoli gmach zaczął się wypełniać uczestnikami procesu. W ławie przysięgłych zasiadali Macarov, Mei, Macao, Wakaba, Gildarts, Alzack, Bisca, Nab, Jet, Droy, Max i Warren - wszyscy ubrani w dość luźny sposób w porównaniu z pozostałymi. Przez bramkę przeszły Erza a za nią markotna Lucy, próbująca z marnym skutkiem ukryć w jakim jest stanie. Pani prokurator ubrana w togę z czerwonym żabotem, usiadła na miejscu wraz z pokrzywdzoną. Ciekawscy całego procesu magowie, zasiadali na tyłach sali i ze zniecierpliwieniem czekali na rozpoczęcie. Levy zerknęła na zegarek. Dochodziła wyznaczona godzina, a Natsu był dalej nieobecny. Dziewczyna obserwowała Scarlet, która powoli zaczynała być niespokojna i co chwilę mówiła coś do nieobecnej myślami Heartfili. Rozległo się ciche skrzypnięcie i przez uchylone drzwi weszli spóźnieni uczestnicy. Natsu ubrany w czarny garnitur, nerwowo poprawiał uwierający go w szyję krawat, odgryzając się na docinki przeszukującego go Gajeela. Zza nich wyłonił się Jellal przyodziany w togę z zielonym żabotem. Levi zauważyła, że strażnik zachowywał się w stosunku do niego z wyraźną niechęcią i nieufnością, jednak obu przybyłych przepuścił dalej. Przeszli drogę i powoli usiedli na swoich miejscach. Erza, zajęta wcześniej przeglądaniem swoich notatek, dopiero teraz zauważyła kto jest adwokatem Natsu. Jej twarz początkowo pobladła, później policzki poczerwieniały i zbita z tropu odwróciła twarz, stając się widocznie spiętą. Nagle na sali rozległa się cisza. Vijeeter Eccor wstał. - Proszę wstać, Sąd idzie - oznajmił głośno i w tej samej chwili, otworzyły się tylne drzwi i szybko zamknęły. Wszyscy zebrani wstali i im oczom ukazał się, siadający na miejscu sędziego, ubrany w togę z fioletowym żabotem Happy. - To jakiś żart... - mruknęła oburzona Erza. Obecni spoczęli. Levy rozprostowała palce i zaczęła notować. Happy uśmiechnął się i postukał młotkiem. - Aye! Wszyscy są? - rozejrzał się po zebranych. - Dobrze, więc możemy zaczynać. Powódka Lucy Heartfilia oskarża pozwanego Natsu Dragneel'a o kradzież drogocennej szkatułki wraz z jej zawartością. Erza Scarlet, proszę zacząć. Dziewczyna wstała, odchrząknęła i wyszła z ławki. - Wysoki Sądzie, zajmujemy się dzisiaj sprawą dość poważnej wagi. Poważnej dla oskarżonej, która w niemałym stopniu jest związana z pozwanym - zerknęła groźnie na strapionego maga. - Ufając mu, nie spodziewała się z jego strony takiej zapłaty... Bezcenny dla niej przedmiot został skradziony z jej mieszkania, kiedy pokrzywdzonej nie było w domu i znaleziony w domu pana Dragneel'a. Erza zabrała zabezpieczoną w folię szkatułkę ze stolika i położyła ją przed uważnie przyglądającemu się jej Exceedo. - To właśnie skradziony przedmiot, Wysoki Sądzie. Znaleziony u oskarżonego. Zrobiłam również kilka zdjęć, pokazujących w którym miejscu się on znajdował - mówiła, wyciągając z kartonu plik fotografii. - Interesujące - mruknął Happy, wlepiając wzrok w dowody. - Chciałabym teraz zadać kilka pytań oskarżonemu - powiedziała, zatrzymując się. - Aye! Natsu, rusz się - polecił, wskazując miejsce. Chłopak wstał i zawlókł się na podwyższenie, śledzony przez spojrzenia gapiów. - Oskarżony Natsu Dragneel, będziesz mówił pod przysięgą i czy wiesz, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara? - poinformowała go dobitnie Erza, mrużąc oczy. - Tak, wiem - westchnął. - Tak więc przysięgnij, że będziesz mówił prawdę i tylko prawdę - poleciła. - Przysięgam - oznajmił, kładąc prawą rękę na sercu. - Dobrze. W takim razie, co robiłeś w nocy po zakończeniu nielegalnej libacji trunków wysoko oprocentowanych mistrza Macarova? - zaczęła, chodząc po sali. - Happy mnie przeniósł do domu - powiedział, obserwując maga klasy S. - Istny cyrk... i on jest sędzią? - dziewczyna mruknęła zbyt głośno, oburzona tym faktem. Coś błyskawicznie przeleciało w powietrzu i uderzyło Scarlet w głowę. Zaskoczona spojrzała na ziemię, gdzie spadł pocisk. - Erza, za każdą zniewagę Sądu, dostaniesz dorszem - zatrajkotał, chichocząc. - Przepraszam Wysoki Sądzie, to się już nie powtórzy - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Kontynuując. Natsu, gdzie byłeś później? - Nie pamiętam. - Nie kłam Dragneel! - Erza, ty też tam byłaś, więc równie dobrze, też jesteś podejrzana - rzucił oskarżycielsko. - Mam świadka, że nie byłam w domu mojej klientki - wymamrotała speszona, unikając patrzenia za siebie. Levy zauważyła widoczne poruszenie na twarzy Jellal'a, który odkaszlnął i spuszczając głowę, chciał ukryć rumieńce. - Panno Scarlet, jesteśmy bardzo ciekawi, kim jest wspomniana przez ciebie osoba - zadrwił Happy, mając z tego coraz większy ubaw. - Ale... - zaczęła, ale zamilkła widząc wycelowaną w nią przez Exceedo rybę. - Więc? - Je... Mystogan - wybełkotała, paląc się na twarzy. Wszyscy zebrani skierowali spojrzenia na pobladłego Jellal'a. Osłupiały skakał wzrokiem to z ukochanej to na Happy'ego. - Czy to prawda? - spytał kot uśmiechając się złośliwie. Mag wstał, zbyt gwałtownie, mało się nie przewracając. - T-tak Wysoki Sądzie - odparł nerwowo. - Możesz usiąść - polecił, machając łapką. - Widzisz Natsu? Pani prokurator ma alibi. - Po czyjej ty jesteś stronie? - zapytał oburzony, czując po chwili na twarzy uderzenie śmierdzącej ryby. - Jestem Sędzią - rzekł wyniośle. - Kontynuuj Erza. Dziewczyna doszła do siebie po wstydliwym wyznaniu i poprawiając togę, spojrzała na oskarżonego. - Natsu, czy byłeś w mieszkaniu Lucy Heartfilia? - Ale kiedy? - spytał. - Nie udawaj większego głupka, niż jesteś - zganiła go. - W noc przestępstwa oczywiście! - Nie - odparł stanowczo. Scarlet przyglądała mu się podejrzliwie przez parę chwil. - Nie mam więcej pytań do oskarżonego. Chciałabym przepytać świadków. - Aye! - kiwnął główką Happy. Natsu udał się na swoje miejsce, a na salę rozpraw został wezwany Grey. Gajeel przeszukał go i po kontroli przepuścił go dalej. Mag zasiadł w miejscu przesłuchania. - Grey Fullbuster. Czy zdajesz sobie sprawę z kary jaka jest za składanie fałszywych zeznań? - zapytała dziewczyna. - Tak - oznajmił i przysiągł mówić prawdę. - Gdzie byłeś w noc przestępstwa? - Razem z innymi na popijawie. - Widzę, że od razu przechodzisz do rzeczy - kiwnęła głową, uśmiechając się wyniośle. - Co się stało potem? Grey westchnął tak jakby nie chciał pamiętać, tego co się wydarzyło. - Razem z Juvią udaliśmy się na nocny spacer po mieście. - Rozumiem... I co tam robiliście? - Czy to konieczne? - jęknął. - Oczywiście! - Juvia chciała zobaczyć nocne niebo, więc spacerowaliśmy a później usiedliśmy na ławce... - I...? - I zrobiłem dla niej biżuterię z lodu... - Całkiem romantyczne panie Fullbuster. Podejrzewam, że na trzeźwo nie jest pan taki ckliwy - rzuciła złośliwie. - Proszę mówić dalej. - Widziałem ciemną sylwetkę poruszającą się w mroku w stronę domu Lucy - oznajmił, prostując się na krześle. - Czy rozpoznaje pan w niej oskarżonego? - zapytała dociekliwie Erza. - Nie. Nie potrafię zidentyfikować osoby z tamtej nocy. Było ciemno, w dodatku byłem pijany - wzruszył ramionami. - Nie mam więcej pytań do świadka - stwierdziła dziewczyna i oddaliła się na swoje miejsce obok Lucy. Jellal wstał powoli i przybliżył się do świadka. - Panie Fullbuster, skoro nie rozpoznał pan w moim kliencie osoby z tamtej nocy, czy może pan stwierdzić, czy sylwetka przypominała mężczyznę? - spytał przyglądając się magowi. - Trudno powiedzieć tak jak mówiłem. - Był pan w tedy na tej nielegalnej libacji. Zna pan oskarżonego od bardzo dawna... Czy jest on skłonny do kradzieży w stanie nietrzeźwym? - Nie był w stanie normalnie chodzić, więc nie sądzę. Z resztą pewnie nie trafiłby do własnego domu, nie mówiąc o mieszkaniu Lucy - odpowiedział zerkając na dziewczynę. - Więc właściwie możemy wykluczyć, że to on ukradł szkatułkę, a został raczej w to wrobiony... - Sprzeciw Wysoki Sądzie! To nie żadne dowody! - krzyknęła Erza, wstając gwałtownie. - Czai się na ciebie soczysta rybka, której jednak szkoda mi marnować... Oddalam sprzeciw - powiedział Happy i uśmiechnął się. - Kontynuuj. Dziewczyna opadła ciężko na krzesło. Jellal obserwował ją chwilę, przez co widać było na jego twarzy lekkie zmartwienie. - Nie mam więcej pytań Wysoki Sądzie - poinformował i oddalił się. Grey został wyprowadzony, a na jego miejscu zasiadła Juvia. Erza ruszyła ku niej i procedura przysięgi się ponowiła. - Juvia Lockser. Czy potwierdzasz, że byłaś obecna w noc przestępstwa? - Tak... - przyznała. - Opowiedz, co się stało potem. - Juvia... Juvia była z paniczem Gray'em... - zaczęła speszona i onieśmielona. - Panicz był wtedy zupełnie inny, bardziej dla Juvii. Poszliśmy na spacer. Było pięknie i Juvia dostała naszyjnik z lodu... - rozpływała się nad wspomnieniami. - I panicz Grey powiedział, że ktoś przechodził. Juvia spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła jak ktoś biegnie bardzo szybko. Nie widziała kto to, ale później biegła za nią druga osoba. Juvia chciała wiedzieć, kto tam biegnie, ale panicz zasnął i musiała go obudzić i zaprowadzić do domu, bo prawie nie miał ubrań... - zawstydzona i podniecona, spuściła wzrok na te wspomnienia. - Aha... - wykrztusiła Erza obserwując zatracającą się w marzeniach przesłuchiwaną. - Chyba nie wyciągnę od ciebie więcej informacji... Nie mam pytań Wysoki Sądzie. Happy kiwną główką i spojrzał na Jellal'a. - A obrona? - Również nie mam pytań. Ze świadka nie wyciągnie się więcej informacji. Potwierdziła ona jedynie zeznania pana Fullbustera. Zapewne nie dowiemy się od niej kim była druga postać, gdyś świadek jest zbyt zaabsorbowany wcześniejszym wezwanym. - oznajmił mag, siadając na miejsce. Juvia została odprowadzona do wyjścia i po niej weszła Cana. Złożyła przysięgę i siedząc, nerwowo poprawiła spięte włosy. - Cana Alberona. Wiemy, że towarzyszyłaś pokrzywdzonej tamtej nocy. - Tak. - Co się wtedy stało? - Wszyscy byli upici, porozchodzili się do swoich domów, my również. W mieszkaniu Lucy, przyjaciółka zauważyła brak swojej szkatułki. Nic nie wskazywało na włamanie. Nie było żadnych śladów. Zniknęło tylko to. - Uprzedziła pani moje następne pytanie. Co pani wiadomo na temat przedmiotu? - Jest on dla Lucy bardzo cenny. Są w nim listy, które pisała do swojej mamy... - Rzecz właściwie bezcenna - wtrąciła przechadzająca się Erza. - Właściwie czemu Lucy nie jest przesłuchiwana? - wyrwało się przeglądającemu papiery Jellal'owi. Scarlet gwałtownie obróciła się i łypnęła na maga. Podeszła do niego i zatrzymała się przed nim, krzyżując ręce na piersiach. - Ponieważ nie jest w stanie zeznawać. Czy obrona nie widzi w jakim jest szoku? - spytała, wskazując na dziewczynę dłonią. Jellal wstał i nachylił się ku szkarłatnowłosej. - Widzi. Dziwi mnie fakt, iż pani prokurator tak oburza się moim pytaniem i w mgnieniu oka chce zacząć oskarżać moją osobę - zaczął się z nią droczyć, uśmiechając się złośliwie. Mierzyli się wzrokiem dość zaciekle, aż na sali dało się wyczuć ciężką narastającą atmosferę. - Bawcie się ze sobą gdzie indziej... Mam was poczęstować rybką? - rzucił rozbawiony Happy. Oboje odsunęli się od siebie. Triumfalny uśmiech pojawił się na twarzy Fernandes'a, obserwującego wzrokiem, odchodzącą dziewczynę. Ta spiorunowała spojrzeniem głupkowato uradowanego Natsu, który natrafiając na jej oczy, momentalnie się skurczył. Położyła ciężko dłoń na barierce przed Caną. - Powiedz, czy jest jakiś sposób, żeby wejść do mieszkania praktycznie niezauważonym? - zapytała spokojnie świadka. - Jest. W pokoju okno zdaje się być łatwe do otworzenia z zewnątrz. Budynek, w którym mieszka Lucy jest dosyć stary i nie był remontowany od jakiegoś czasu... - Tak więc wejść można tą drogą... Czy jest ktoś, kto potrafi dostać się do wnętrza zwinnie i szybko z niego wyjść? - No... - Cana spojrzała ukradkowo w stronę strapionej przyjaciółki. - Właściwie tylko Natsu potrafił tak wchodzić... - Aha! I oto dowód wysoki sądzie! - stwierdziła donośnym głosem Erza. - Natsu Dragneel jest winny popełnienia tej zbrodni. Jellal zerwał się z krzesła. - Sprzeciw Wysoki Sądzie! Scarlet spojrzała pytająco na mężczyznę, a potem na Happy'ego. - Podtrzymuję. Słucham, panie Mystogan? - Nie można od razu stawiać sprawy w tym świetle. Równie dobrze inny mag mógł podjąć się tak zuchwałego czynu, jakim jest włamanie i kradzież własności prywatnej. Nie zapominajmy przecież iż mój klient tamtej nocy był w stanie nietrzeźwości i nie możliwe byłoby, żeby udało mu się samemu wdrapać na wysokość mieszkania poszkodowanej i otworzyć okno, by bez większych szkód skraść tylko jedną rzecz, nie pozostawiając tym samym po sobie żadnych śladów. Również ucieczka jest zbyt trudna - wzruszył ramionami, znacząco patrząc na Erze. - Prawda... - wybełkotał Happy, jedząc dorodny okaz łososia. - Jednakże nie ma innych podejrzanych. Tylko Natsu miał umiejętności by tam wejść, czego byłam kiedyś świadkiem... Happy stuknął głośno młotkiem. - Kończy się czas, dlatego ława przysięgłych udaje się wraz ze mną na naradę - zakomunikował wstając i razem z ławnikami zniknęli za tylnymi drzwiami. Na sali rozległ się gwar. Erza i Jellal jednocześnie obrócili się na pięcie i usiedli na swoich miejscach dyskutując ze swoimi klientami. Levy opadła zmęczona na oparcie krzesła, czując jak pulsuje jej dłoń. To było dla niej męczące, jednak obserwując wszystko ze swojego punktu widzenia, doszukała się wielu ciekawych wniosków. Zerknęła w stronę końca sali. Gajeel usiadł na jednym z krzeseł i opierając się plecami o ścianę, założył ręce na karku, zamykając oczy. Za każdym razem kiedy na niego patrzyła czuła jak ściska jej się żołądek. Lubiła patrzeć, kiedy wydawał się być odprężony lub czymś uradowany, tak jak w tamtym momencie. Nim zdążyła wypocząć, przez drzwi weszli ławnicy wraz z sędzią. - Aye! Ława przysięgłych ogłosi wyrok - poinformował rozsiadając się w fotelu. Macarow, jako najważniejszy z zebranych, wstał i odchrząknął. - Ława przysięgłych, po zapoznaniu się z dowodami oraz zeznaniami świadków uznaje Natsu Dragneel'a za... Rozległ się głośny huk i przez drzwi frontowe na salę wkroczyła Drużyna Raijinshu, na czele której stał Freed, ubrany w długi jasny płaszcz. Na głowie ciemny kapelusz zakrywał zwykle odstające włosy,a w ręce trzymał lupę. Za nim podążali Evergreen, mająca na sobie czarną garsonkę, oraz Bickslow w grafitowym garniturze z cygarem w ustach. - Natsu jest niewinny! - krzyknął Justine podchodząc coraz bliżej. - Skąd taki wniosek? - zapytali jednocześnie Happy i Erza. Freed uśmiechnął się triumfalnie i wyciągnął rękę w stronę gapiów. - Winną jest panna Mirajane Strauss! Nastało poruszenie wśród zebranych. Wskazana dziewczyna gwałtownie wstała i zaczęła się przedzierać w kierunku wyjścia, jednak udaremnił jej to Freed w dość dziwny sposób. Biegnąc za nią, zahaczył o rąbek jej sukni i upadając, chwycił ją i oboje wylądowali na posadce. Biust Miry znalazł się na zaczerwienionej twarzy maga, który z wrażenia zacisnął mocniej uścisk na jej talii. Skrępowana patrzyła na niego zupełnie zdezorientowana. Widzący to Elfman wystrzelił z miejsca i wymachując rękoma krzyczał: - Freed! Ty nie jesteś mężczyzną! Mężczyzna nie molestuje tak kobiet! Masz być mężczyzną! Natsu zaczął krztusić się śmiechem, prawie spadając z krzesła. Lucy w osłupieniu przyglądała szamoczącym się magom i ze skruchą na twarzy spojrzała na Dragneel'a. Erza nie mogąc zaakceptować swojej porażki, a tym samym pomyłki w osądzie przyjaciela, podarła gruby plik leżących przed nią papierów i ruszyła w kierunku stolika obrony. Jellal przyglądał jej się ze spokojem, nawet gdy w złości uderzyła pięściami o blat. - Ty... Ja... jak mogłam się tak pomylić...? To wszystko przez to, przez to, że ty... - mamrotała, ścierając łzy z policzków. Mężczyzna wyciągnął rękę ku niej i delikatnie założył jej włosy za ucho. - Umów się ze mną. Scarlet spojrzała na niego zaskoczona. - Co? - Umów się ze mną Erza - uśmiechnął się dobrotliwie. - Na randkę. Do kawiarni, parku, nad wodę... Gdziekolwiek zechcesz. - Chcesz się ze mnie nabijać? - zapytała pociągając nosem. Fernandes wstał i pochylił się nad nią. - Nie. Chcę być z tobą. Tak jak tego chciałaś - wyszeptał jej do ucha. - Dobrze - odpowiedziała, opierając głowę na jego barku. Levy uśmiechnęła się, widząc, że wszystko przybrało dobry obrót. Zerknęła na Happy'ego. Ten bawił się w najlepsze kłębkiem wełny, pałaszując w między czasie różnego gatunku rybki. Zebrani w ławie przysięgłych, rozmawiali między sobą już w zupełnie luźniejszej atmosferze. W końcu Freed i Mira ogarnęli się na tyle, by wyjaśnić całe to zamieszanie. Dziewczyna stanęła przed zebranymi i ze skruchą spuściła głowę. - Tak więc opowiedz nam, dlaczego to zrobiłaś - polecił Justine, przechadzając się za jej plecami. - Dobrze - westchnęła. - Nie ukrywam faktu, że byłam wtedy pijana... - Przepraszam siostro, że nie jestem mężczyzną! - krzyknął Elfman ze łzami w oczach, podnosząc się z miejsca. - Nie braciszku. To ja ci uciekłam... - To wyjaśnia dwie nieznajome postacie - mruknął Jellal. Mira westchnęła ciężko. - Tak, to my tam wtedy biegliśmy. Przepraszam wszystkich za te kłopoty. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Chciałam, jakoś eee... Wzmocnić więzy między Natsu i Lucy. Happy zachichotał, zakrywając pyszczek łapkami. - No to sprawa wyjaśniona. A jak weszłaś do mieszkania? - zapytał Jellal. - Otworzyłam zamek w drzwiach spinką do włosów - odparła Mira. Ława przysięgłych wybuchnęła gromkim śmiechem. - Cała Mira - rzekł Macarov, ocierając łzę wierzchem dłoni. - Dobrze, w takim razie jakiego żądasz zadośćuczynienia Lucy? Dziewczyna jakby wybudzona z transu, spojrzała uważnie na mistrza. Uśmiechnęła się i pokręciła głową. - Nie chcę nikogo karać. Wystarczy zwykłe przepraszam. Mira nie zrobiła tego w pełni świadoma, chciała dobrze... - zarumieniła się lekko. Strauss podbiegła płacząc i przywarła do blondynki. - Przepraszam Lucy... - łkała jej w ramię. Heartfilia poklepała ją po plecach i przytuliła. - Aye! Kończymy dzisiejszą rozprawę i idziemy jeść! - zawołał uradowany Happy, w mgnieniu oka zrzucił togę i wyfrunął przez drzwi. Zebrani zaczęli się powoli rozchodzić. Mira oderwała się od blondynki i uśmiechając się, ruszyła w stronę czekającego na nią brata. Lucy powoli podeszła do siedzącego samotnie Natsu. Jellal z Erzą gdzieś się ulotnili razem z Mei. Dziewczyna przysiadła się do niego. Spuściła wzrok i zaczęła bawić się kciukami. - Ja... - ... Przepraszam - dokończył za nią Natsu. - Ale ty nie masz za co przepraszać - powiedziała zdziwiona. - Mam. W końcu to, że wchodzę do ciebie przez okno przyniosło mi kłopoty - jęknął, drapiąc się po karku. - Wiesz... cieszę się, że to nie ty - uśmiechnęła się, rumieniąc. Dragneel wyszczerzył się i wstając pociągnął Lucy za rękę. - Chodźmy gdzieś - zaproponował i oboje podążyli w stronę wyjścia. Levy odprowadziła ich wzrokiem i układając papiery na kupkę, również wstała. Idąc ku drzwiom, zauważyła, że Gajeel nadal opiera się o ścianę. Podeszła do niego bliżej i widząc, że śpi, uśmiechnęła się do własnych myśli. Wygrzebała z kieszeni jeszcze mokre od atramentu pióro. - A to za babcine ubrania - zachichotała złośliwie.

27 kwietnia 2013

Rozdział 15 - Sprawy proste są najtrudniejsze


Lucy miała strapioną minę. Nie uśmiechała jej się widocznie taka sytuacja, w której zostało zawiedzione jej zaufanie do ukochanej osoby. Erza delikatnie ścisnęła jej ramię, chcąc dodać choć trochę otuchy. Może postąpiła zbyt gwałtownie? Możliwe, że to jakaś pomyłka, jednak szkatułka znajdująca się w jego domu, mówiła jednoznacznie, iż był winny.
Cana objęła blondynkę.
- Lucy, chodź, wrócimy do twojego domu. Porozmawiamy, przestaniesz się smucić, zobaczysz. Dowiemy się, co się stało – pocieszała ją, próbując ukryć zdenerwowanie pod sztucznym uśmiechem.
- Wszystko się wyjaśni – zawtórowała Tytania.
Heartfilia kiwnęła powoli głową i bez oporów dała się poprowadzić ścieżką do miasta.
Erza szła za nimi i bacznie się przyglądała. Chwilę później odpłynęła myślami gdzie indziej. Myślała o tym, co powiedział jej mistrz. Wiedziała, że była to dla niego trudna decyzja, by ukrywać w Fairy Tail Jellal’a. Zrobił to, choć zagrożenie jest wielkie.
Nawet się nie zorientowała, kiedy zeszła z głównej ścieżki w jakiś zaułek miasta. Poczuła, że po policzkach spływają łzy. Starła je szybko wierzchem dłoni, nie chcąc, by ktoś to zobaczył.
- Czy coś się stało?
Wystraszona, odwróciła się gwałtownie, gotowa do walki. Ciepły głos, który usłyszała, należał do stojącego niedaleko Jellal’a, przyglądającego się jej ze stroskaną miną.
- Nie, nie… - zaprzeczyła, unikając jego przenikliwego spojrzenia.
Słyszała ciche kroki, jednak nadal wpatrywała się w ziemię. Czuła się dziwnie. Co on jej zrobił, że zachowywała się przy tym mężczyźnie zupełnie inaczej niż przy swoich przyjaciołach?
W polu jej widzenia pojawiły się czarne buty. Stał przed nią, jej ciało instynktownie zaczęło drżeć, choć z całych sił próbowała to ukryć. Chciała coś powiedzieć, jednak silne i ciepłe ciało, które do niej przylgnęło, zaskoczyło ją zupełnie. Zaczął gładzić ją po głowie i cichym głosem szeptał jej we włosy:
- Nie musisz być przez cały czas taka twarda. Nie chcę, żebyś wszystko w sobie dusiła…
Słyszała przyspieszone bicie jego serca. Objęła go rękami i ścisnęła w dłoniach jego płaszcz. Skumulowane w niej emocje były zbyt duże i w końcu pękła. Zaczęła szlochać i choć się tego wstydziła, nie chciała, żeby ją teraz opuszczał.
- Jellal… zostań ze mną już zawsze… proszę… nie opuszczaj mnie – łkała w jego pierś.
Pozwolił by się uspokoiła i powoli uniósł jej podbródek, by spojrzała mu w oczy. Uśmiechnął się delikatnie, odgarnął dłonią jej włosy z czoła i nachylił się.
- Obiecuję być przy tobie. Na zawsze.
Serce zabiło jej szybciej, zbłąkane łzy zalśniły na policzkach, a ona wyciągnęła ręce i dotknęła jego stroskanej twarzy. Tyle razy pragnęła to zrobić, być z nim na tyle blisko, by poczuć jego ciepło, móc zapamiętać te chwile.
Pod wpływem emocji zadrżała i mimowolnie przymknęła powieki, kiedy zaczął się do niej zbliżać. Jego oddech smagał skórę dziewczyny, przyprawiając o zawroty. Wiedziała, że się zawahał, zatrzymał się, miał wątpliwości. Chciała coś powiedzieć, ale poczuła ciepło jego warg na swoich ustach. Rozlewające się po jej ciele gorąco, napełniło ją niesamowitym szczęściem i spokojem. Chciała by ta chwila trwała już wiecznie, by zostać w jego ramionach. Jego pocałunek był delikatny, przepełniony czułością, jakby bał się, że ta, którą darzy uczuciem, jest krucha niczym porcelana.
Powoli oderwali złączone usta.
Ich oczy lśniły. Mężczyzna przytulił ją i łagodnym tonem wyszeptał jej do ucha:
- Erza… Kocham cię.
Zacisnęła palce na jego płaszczu w miejscu lędźwi i znowu poczuła gorące łzy na policzkach. Tym razem nie będące wyrazem smutku, lecz szczęścia. Zadrżała i uśmiechnęła się.
- Jellal…
Wtuliła twarz w jego pierś, otaczając się jego zapachem i ciepłem.

Mei opierała się o ścianę budynku. Stała na tyle daleko, by wszystko widzieć i słyszeć, by samej nie zostać dostrzeżoną. Uśmiechnęła się, widząc jak dwoje najważniejszych dla niej ludzi, są szczęśliwi. Musieli przejść przez piekło, by w końcu poukładać sobie życie.
Dziewczyna wiedziała, że długo nie będą się cieszyć. Czuła, że stanie się coś złego w niedługim czasie. Nachodziły ją dziwne sny i myśli.
Odruchowo machnęła ręką i odrywając się od ściany, ruszyła w stronę lasu. Musiała odpocząć. Wyciszyć się i pobyć sama ze sobą.
Lubiła takie miejsca w odosobnieniu, gdzie natura została nienaruszona. Ptaki wokoło ćwierkały, zielone liście szumiały pod wpływem chłodnego wiatru. Mei dostrzegła biegnąca po gałęzi wiewiórkę.
- Ty to masz beztroskie życie… - westchnęła do zwierzątka.
Szła dalej, patrząc w bezchmurne błękitne niebo. Dawno nie robiła tego z takim spokojem. Ścieżka zaczęła się zawężać, po obu stronach zarośnięta krzakami. Wychodząc z zakrętu, ręką odsunęła wystające gałązki i gwałtownie się zatrzymała. Kucnęła i powoli wyciągnęła do przodu głowę.
Zobaczyła siedzącego niedaleko na obalonym pniu młodego mężczyznę. Opierając się o inny konar, drzemał. Na jego twarz padał cień. Przydługawe popielate blond włosy unosiły się przy podmuchach wiatru, grzywka opadała na zamknięte powieki. Wytężając wzrok, dostrzegła unoszącą się umięśnioną klatkę piersiową, opięta szarym topem. Ze spodni koloru zgniłozielonego, z nogawkami wsadzonymi w czarne oficerki, zwisał srebrny łańcuch.
Mei cofnęła się i usiadła, przecierając sobie dłońmi po twarzy i włosach.
- Roma… co on tu robi?
Przestraszona uniosła się i jak najszybciej pobiegła w stronę gildii.

Widziała, że Gajeel ukradkowo się jej przyglądał, siedząc naprzeciwko. Speszona nie mogła się skupić nad książkami, które od dłuższego czasu chciała przeczytać. Zdesperowana uniosła jedną z nich i trzymając przed sobą, chciała oddzielić się od tego przenikliwego spojrzenia.
- Długo masz zamiar mnie rozpraszać?! – warknęła z trzaskiem kładąc książkę na stole.
Mag przybrał pokerowy wyraz twarzy, jednak oczy pełne była chytrości.
- Przecież nic nie robię – zakpił, a kąciki jego ust lekko drgnęły.
- Nie udawaj. Robisz to specjalnie – rzuciła z wyrzutem.
- Ale co? – drocząc się, nachylił się bliżej niej.
Próbowała wytrzymać jego bezczelne spojrzenie, ale w końcu pękła i z nadymanymi policzkami odwróciła od niego głowę, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś beznadziejny – stwierdziła.
- Ge-hee… Sama jesteś nie lepsza – rzucił chłodnym tonem.
Levy nie chciała się gniewać, jednak Gajeel cały czas ją prowokował. Widocznie bardzo to lubił. Zaczynało jej brakować wyruszania na misje. Ostatnio większość czasu spędzała ze Smoczym Zabójcą, ignorując Jet’a i Droy’a, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy.
Rozejrzała się wokół. Dwójka jej przyjaciół siedziała niedaleko i żywo nad czymś dyskutowali. Chciała podejść do niech i wyciągnąć z gildii, ale włączyła się jej jakaś wewnętrzna blokada. Zerknęła na Gajeel’a.
Przyglądał się podejrzliwie czarnymi oczami, obserwując uważnie jej ruchy.
- Co? – spytała, czując dreszcze na ciele.
- Co, co? Czy ja coś mówię? – mruknął, ściągając brwi.
Levy zauważyła, że wyraźnie coś go trapi, ale jak to on, nic nie powie i wszystko będzie dusił w sobie.
- Coś jest nie tak, że jesteś na mnie dzisiaj taki cięty? – wyprostowała się, patrząc mu proso w oczy.
- Nie. Zawsze taki jestem, jeżeli nie zdążyłaś do tej pory tego zauważyć – warknął, skrobiąc palcami po blacie.
- To po cholerę, tu ze mną siedzisz, skoro cały czas traktujesz mnie jak wroga? – denerwował ją coraz bardziej, a resztami sił starała się nie wybuchnąć przy wszystkich.
- Nie jesteś moim wrogiem, jesteś… Ej Levy! Co jest? – ryknął, zrywając się z siedzenia.
Dziewczynie w jednej chwili zrobiło się dziwnie słabo i gdyby nie znajdujący się obok niej Gajeel, runęła by z impetem na posadzkę budynku. Chwycił ją w ramiona i trzymał blisko serca. Gdyby nie wiedziała, że to niemożliwe, pomyślałaby, że jego serce, rzeczywiście zabiło niesłychanie szybko.
- Słabo mi… wszystko się rusza i chce mi się spać… - bełkotała.
Słowa, które wypowiadał mag, były przytłumione i nijak nie mogła ich zrozumieć. Otępiała rozejrzała się na boki. Większość zebranych, również ledwo powstrzymywała się od omdleń.
Siedziała razem z Gajeel’em, między jego nogami, opierając się plecami o jego pierś, na podłodze, niedaleko jednej z kolumn. Widocznie on też nie mógł już ustać o własnych siłach.
Spojrzała w stronę wejścia, gdzie wiodła ją myśl, że tam należy skierować wzrok.
Przez otwarte na oścież drzwi, powolnym i dostojnym krokiem wchodził wysoki, szczupły mężczyzna. Otoczony niezwykle ciężką aurą, tłumił wszystkie jej myśli i możliwość swobodnego poruszania się. Ciemna poszarpana peleryna powiewała wokół jego sylwetki. Ręce i nogi owinięte były białymi bandażami, niezwykle szerokie na udach spodnie, postawiony kołnierz peleryny, czarna czapka z ochraniaczem i zielona chusta na twarzy wraz z długimi magicznymi laskami zawieszonymi na plecach zielonym paskiem, czyniły mężczyznę niezwykle tajemniczym.
Levy pierwszy raz widziała tego maga, jednak niebieskawe kosmyki, które wydzierały się spod czapki kogoś jej przypominały. Mężczyzna zatrzymał się przed barem, na którym siedział po turecku Macarov. Pochylony, z głową podpartą na dłoni, przyglądał się nieznajomemu z niewzruszoną miną.
- Te same wejście jak zawsze – mruknął, prostując się.
Mężczyzna kiwnął głową i drgnąwszy niespokojnie, odwrócił się w stronę wejścia. Stała tam Erza z szeroko otwartymi oczami, ogarniając wzrokiem wnętrze budynku.
- Mistrzu, czemu wszyscy są nieprzytomni? – spytała podenerwowana, kierując groźne spojrzenie na nowo przybyłego.
- Jak widać, nie wszyscy – stwierdził staruszek, obserwując mierzących się magów.
Tytania ścisnęła dłonie w pięści i w mgnieniu oka rzuciła się gwałtownie na zamaskowanego mężczyznę. Zanim zdążył zareagować, leżał powalony na ziemi, przyciśnięty, siedzącą na jego brzuchu dziewczyną, która ściskała w dłoniach jego ubranie.
- Ktoś ty za jeden? – warknęła.
Mistrz patrzył na nich ciekawie.
- Sama to sprawdź – podpowiedział dziwnie tajemniczym tonem.
Levy czuła, że powoli wracają jej siły. Zerknęła za siebie. Oszołomiony Gajeel, kręcił głową na boki, jakby nie wiedział gdzie jest i w końcu utkwił wzrok na oddalonej od nich trójce. Ściągnął brwi, uświadamiając sobie ogrom sytuacji. Poruszył się niespokojnie jakby chciał wstać.
- Cii… czekaj – szepnęła cicho, chcąc go jeszcze przez chwilę unieruchomić.
Spojrzał na nią pełen niedowierzania, jednak przestał się wierzgać i siedział spokojnie, obserwując z nią dalszy rozwój wydarzeń. Dziewczyna zauważyła, że pozostali magowie, także zaczęli się przebudzać i w ciszy patrzyli na ludzi przy barze.
Erza chwyciła za chustę zasłaniającą twarz nieznajomego i pociągnęła. Otwierając szeroko oczy, jak oparzona odskoczyła od niego, stojąc na równych nogach. Mężczyzna również wstał, otrzepując płaszcz z kurzu.
- Tak dziecko… To jest twarz tego tajemniczego maga Mystogana – pokiwał głową Macarov, przymykając powieki.
Levy całkowicie już przytomna, przyjrzała się obliczu mężczyzny. On wyglądał jak… Jellal! Przecież to on, pomyślała. Jednak coś jej się nie zgadzało…
- Ale przecież on wygląda jak… - zaczęła histerycznie Scarlet, wskazując jego twarz dłonią.
- Jellal. Masz rację – dokończył staruszek.
Erza ścisnęła dłoń w pięść i opuściła rękę wzdłuż ciała. Przybrała obojętny wyraz i odwracając się na pięcie, wyszła wyprostowana w ciszy z budynku gildii. Wszyscy podążyli za nią wzrokiem i gdy zniknęła im z pola widzenia, skierowali spojrzenia na mistrza.
On wstał nieśpiesznie i z lekkim uśmiechem zerknął na maga.
- Zapewne będziesz chciał tu trochę zostać, skoro i tak już wszyscy wiedzą jak wyglądasz? – spytał, klepiąc go po barku.
Niebiesko włosy odetchnął głęboko i odwzajemnił cierpki uśmiech.
- Tak mistrzu.
Staruszek zachichotał i zeskakując z baru, pokiwał na mężczyznę palcem, by ten poszedł za nim.
Levy powoli wstała i rozglądając się po budynku, chciała znaleźć dziewczyny, które towarzyszyły jej podczas imprezy zorganizowanej przez Mirę. Nie udało jej się dojrzeć, żadnej z nich jakby rozpłynęły się w powietrzu. Usłyszała podnoszącego się za nią Gajeel’a.
- Coś mi w tym gościu nie pasuje… Skądś znam tę twarz – mruknął bardziej do siebie niż do niej.
- Możliwe. Jednak skoro mistrz go zna, to nie ma czego się obawiać – skwitowała, odchodząc od niego.
Czuła na swoich plecach, wodzący za nią wzrok Smoczego Zabójcy.

Natsu wracał niespiesznie z gildii, wcześniej wstąpiwszy na bazar, chcąc uzupełnić zapasy w swojej spiżarni. Niosąc worek z żywnością, pogwizdywał jakąś wesołą melodię, chcąc odegnać z głowy reprymendę mistrza. Obok jego ramienia leciał, zajadający się świeżą rybą Happy, mlaskając ze smakiem.
- Natsu… Kiedy będziesz sprzątał łazienki? – zaczepił go kot.
Z twarzy chłopaka zszedł uśmiech.
- Nie musiałeś mi o tym przypominać – mruknął, spowalniając krok.
- Inaczej byś zapomniał – skwitował radośnie, chichocząc pod nosem.
- Nie jestem głupi…
Happy prawie się zakrztusił, ale nie chcąc być złym przyjacielem, pominął kwestię tego, że Natsu zbyt mądry też nie był.
Doszli do domu. Chłopak wniósł do schowka worek i szybko w miarę poukładał na półkach wyciągnięte z niego konserwy, przyprawy, warzywa i owoce. Przyszła mu do głowy myśl, że Lucy mogła by od czasu do czasu do nich wpaść i upichcić coś pysznego, jak tylko ona potrafi. Uwielbiał jak gotowała.
Uśmiechnął się do własnych myśli i zmęczony całym dniem przeciągnął się, aż poczuł strzykające w kręgosłupie kręgi.
- Natsu, Natsu! Masz pocztę! – zawołał podekscytowany przyjaciel i niosąc w łapkach list, wręczył go chłopakowi.
Oboje spojrzeli na ozdobne pismo na kopercie. Happy przyjrzał się dokładnie.
- Nie podoba mi się ten dopisek w rogu… - mruknął.
Mag otworzył kopertę i rozwinął zgięta kartkę.
- To jest pismo sądowe Natsu! – ryknął przerażony kot. – Coś ty zrobił?
- Jaaa??? Nie wiem.. – jęknął, czytając dalej.
Przetworzywszy zawarte tam informację, podrapał się po głowie i spojrzał zmieszany na swojego przyjaciela.
- Tutaj jest napisane, że jutro mam stawić się w budynku gildii, w sprawie kradzieży. No i że to Lucy mnie pozywa, a Erza jest jej adwokatem – mruknął strapiony.
- Wiedziałem, że ona nie jest dla ciebie Natsu i że zrobi cię w bambuko – stwierdził dobitnie, kiwając głową.
- To co ja mam zrobić?
- Musisz mieć adwokata – wzruszył ramionami, klepiąc go po barku.
- A ty nim nie możesz być? – spytał pełen nadziei.
- Nie. Ja mam ważniejszą rolę go odegrania – westchnął.
- To kogo mam poprosić? – usiadł ciężko na obdartym fotelu.
Happy uśmiechnął się chytrze i spoczął na naręczy mebla.
- Tego z kim nie wygra Erza – zachichotał poruszając brwiami.
Natsu uśmiechnął się, kiedy uświadomił sobie, jakie szczęście jest mieć przy sobie tak cwanego przyjaciela jak Happy.

30 marca 2013

Rozdział 14 - Niewybaczalnym jest zawieść


Natsu otworzył leniwie oczy. Świat nadal nieprzyjemnie wirował i sprawiając, że jego ciało i obolała głowa były strasznie ciężkie. Powoli wsparł się na łokciach i rozejrzał wokoło. Był w swoim domu, a na jego kolanach drzemał Happy.
- Rany… co się wczoraj stało? – jęknął, próbując sobie przypomnieć, dlaczego czuje się tak fatalnie.
Nie chciał budzić przyjaciela, jednak pragnienie napicia się jakiegoś płynu zwyciężyło. Szturchnął kota, który natychmiast się ocknął i błyskawicznie wzleciał w powietrze.
- Natsu!! Żyjesz… Lucy cię nie zabiła.. – łkał ucieszony, przywierając do twarzy chłopaka.
- Szoo? Szem mala mie zabisz? – mamrotał, próbując odciągnąć go od siebie.
Szarpnął mocniej i nieoczekiwanie obaj spadli z rozkołysanego hamaku. Powyginani w dziwnych pozach, pozbierali się z ziemi.
- O czym ty mówisz? – kontynuował, wlekąc się w stronę prowizorycznej kuchni.
Wokół walały się brudne naczynia, pogniecione plakaty z zadaniami i nieuprana odzież. Chłopak odruchowo uniósł rękę i powąchał się pod pachą. Zmarszczył nos, uświadamiając sobie, że przydałaby mu się odświeżając kąpiel i jakaś czysta bielizna.
Otworzył lodówkę, praktycznie świecącą pustkami. Wypatrzył butelkę z zaczętym sokiem i przystawiając ją sobie do ust, wypił jednym duszkiem.
Odstawił pustą butelkę na zagracony stolik i odetchnął.
- Happy… mamy coś jeszcze do picia? – spytał z nadzieją. – Pić mi się chce, a głowa mi pęka… - jęknął, przytykając dłonie do skroni.
- Niestety Natsu. Nie robiliśmy zakupów już dawno. Zawsze chodziliśmy jeść do Lucy – poinformował przyjaciela kot, szukając mu czystych gatek.
- Dobra.. – westchnął, kierując się w stronę łazienki. – Wykąpie się i idziemy do gildii.
- Aye! – krzyknął, lecąc za nim z bielizną w łapkach.

- Ty chyba lubisz jak cię boli, co? – zakpił Gajeel, patrząc karcąco na kuśtykającą obok dziewczynę.
- A ty tak bardzo lubisz się ze mną drażnić? – warknęła przez zęby Levy, ściskając dłonie w pięści.
Irytował ją tak bardzo, że miała ochotę go uderzyć. Powstrzymywała się z trudem, pamiętając o jego twardym jak skała ciele. Prędzej sobie by coś zrobiła, niż jemu.
- A żebyś wiedziała… - mruknął ledwie słyszalnie.
- Mówiłeś coś? – spytała, zastanawiając się, czy przypadkiem się nie przesłyszała.
- Tak.
Patrzyła na niego w oczekiwaniu, jednak nie uzyskiwała odpowiedzi, a jedynie drwiące z niej spojrzenie.
- Może byłbyś tak łaskawy i powtórzył? – stwierdziła sucho.
- Może… - mruknął.
Łypnął na nią wzrokiem i uśmiechnął się chytrze. Zatrzymał się nagle w miejscu i złapał ją za ramiona. Przybliżył się, co wywołało dreszcz na jej ciele.
- Co byś zrobiła, żeby to usłyszeć?
Przełknęła gorączkowo ślinę. Jego ciemne oczy przeszywały ją na wskroś, silne ręce nie dawały możliwości ucieczki.
- Eee… właściwie – zaczęła nerwowym głosem.
Gajeel uśmiechnął się szerzej i szybkim ruchem, zarzucił sobie zaskoczoną dziewczynę na ramię. Zwisała ze sporej dla niej wysokości, widząc tylko jego sylwetkę od tyłu i ścieżkę, którą podążali.
- Hej! – krzyknęła zdezorientowana. – Co ty sobie myślisz?! Postaw mnie! – protestowała, uderzając pięściami w jego plecy.
- Ge-hee… Cicho tam. Wszystko opóźniasz, szybciej będzie cię przenieść, niż gdybyś miała leźć tak ślamazarnie – mruknął, idąc pewnym krokiem, zupełnie ignorując jej wierzganie.
- Jesteś okropny! Nie liczysz się z moim zdaniem! Idiota… - obolałą dłonią otarła spływające łzy.
Mimo jego zachowania i okazywanego chłodu, jego ciało było ciepłe. Nie miałaby odwagi powiedzieć o tym otwarcie, ale cieszyła się, że na swój sposób się nią opiekował. Delikatnie chwyciła końcówki jego włosów, tak by tego nie poczuł i przeczesała je palcami. Czarne grube kosmyki, na pierwszy rzut sztywne i szorstkie, były delikatne.
Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Dziękuję – szepnęła cicho, jakby do siebie.
Wiedziała, że to usłyszał, czując jak jego sztywne barki, powoli się rozluźniają.
Po jakimś czasie, dostrzegła mijaną przez nich bramę gildii i chwilę później samo wejście do budynku i lekko zdezorientowane twarze przyjaciół.
Gajeel ściągnął ją i posadził na miejscu obok uważnie przyglądającej się jej białej kotce i zatroskanej Wendy.
- Levy! Co się stało? – spytała dziewczynka, chwytając ją delikatnie za dłoń.
- Obiła się i uparta nie chciała się przyznać. Możesz się nią zająć? – mruknął chłodnym tonem mag.
Pokiwała głową i z uśmiechem zwróciła się do McGarden.
- Nie martw się, uleczę cię.
- Dziękuję Wendy – odetchnęła z ulgą, patrząc na roześmianą twarz towarzyszki.

Pali. Paliła go skóra, gdzie leżała niebiesko włosa. Szlag, czemu to mnie tak drażni? Gajeel oddalił się, nie chcąc im przeszkadzać i tym samym ulżyć sobie samemu. Nie miał pojęcia, co się z  nim dzieje. Wiedział, że ta dziewczyna ma na niego jakiś dziwny wpływ, ale czemu?
Oparł się o jeden z filarów i przybierając swoją typową, odpychającą postawę, skupił się na obserwowaniu ludzi.
Juvia czająca się niedaleko, wlepiała swój dziwacznie obłąkany wzrok w skacowanego Gray’a, siedzącego przy barze. Bełkotał coś do białowłosej dziewczyny, która wycierając kufel, uśmiechała się niemrawo. W tym momencie przypomniał sobie o wczorajszej nocy. Spili się i dokuczają im dolegliwości. On sam nie doszedł jeszcze do siebie.
Czujne ucho wychwyciło dźwięki dobiegające z wejścia.
- Ge-hee… - uśmiechnął się krzywo, widząc wchodzącego Natsu.
Zrobił krok ku niemu i wyprostował się.
- Te napaleńcu. Myślałem, że rzygasz gdzieś po kątach – zakpił, krzyżując ręce na piersi.
Mag ożywił się i łypnął na niego.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie – burknął, przybliżając się.
Stanęli naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. Gajeel w normalnych okolicznościach, prowadziłby z nim utarczkę słowną, jednak stracił na to ochotę.
Otwierał usta, żeby rzucić coś z drwiną, kiedy wokół zrobiło się dziwnie cicho. Zerknął za stojącego przed nim chłopaka.
Weszła wielka diva, pomyślał, widząc stojącą na progu Scarlet, roztaczającą wokół siebie dziwnie nieprzyjemną aurę.


Erza patrzyła trochę tępawo na zebranych w budynku ludzi. Wyjątkowo, czuła się nieswojo i dosyć niepewnie, kiedy obserwowali każdy jej ruch. Czyżby nie wykąpała się dobrze? Wciągnęła powietrze, chcąc dyskretnie sprawdzić, czy nie unosi się od niej jakiś nieprzyjemny zapach, jednak nic takiego nie stwierdziła.
Mimo wszystko, nadal jej samopoczucie nie było dobre. Po co ja piłam, skarciła się w myślach i ruszyła w głąb pomieszczenia. Minęła uważnie przypatrujących się jej dwóch smoczych zabójców i zatrzymała się przed barem, gdzie konał skacowany Gray.
Obrzuciła go zaniepokojonym spojrzeniem i zerknęła na stojącą Mirę.
Dziewczyna ze skwarzoną miną, próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło.
- Jest mistrz? – spytała Erza, nerwowo stukając palcami o blat.
Białowłosa pokiwała głową.
- Eee… mogę o coś spytać? – speszona przybliżyła się. – Czemu wszyscy tak dziwnie na mnie patrzą? Jestem brudna, czy co?
Mira zlustrowała ją wzrokiem i wzruszyła ramionami.
- Ja tam nie widzę, żadnych plam. Ale… chyba o co innego chodzi – sapnęła, ze współczującym wyrazem twarzy.
Scarlet uniosła brwi. W tym samym czasie przy schodach pojawił się Macarov z kamiennym wyrazem twarzy. Kiwnął palcem, dając znak by dziewczyna udała się za nim, a sam nie czekając na nią, ruszył do swojego pokoju.
Poszła w ślad za nim, czując na sobie spojrzenia przyjaciół i tę okropną ciszę. Znalazła się w przyjemnym pomieszczeniu, pełnym książek, rysunków robionych przez magów z czasów dzieciństwa i kilku rupieci przypominających dobre wspomnienia. Staruszek odwrócony do niej tyłem, zatrzymał się przed oknem.
- Zamknij proszę drzwi – poprosił z zupełnym spokojem.
Dziewczyna wykonała polecenie i stanęła na środku pokoju.
Mistrz chwilę patrzył przez okno, gdzieś w dal ze splecionymi na plecach dłońmi. Jego spokój i postawa, były nieznośne, jednak w pewnym sensie bała się odezwać. Nie wiedziała, czego od niej oczekiwał.
Nagle obrócił się i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Powiedz mi. Co się wczoraj wydarzyło?
Zdziwiona przełknęła ślinę.
- Zależy o co mistrz pyta – odparła zupełnie spokojnie.
Uśmiechnął się.
- Chodzi mi o wczorajszy wieczór. Wielu z was jest w stanie wskazującym nadmierne wykończonych, obolałych i nie za dobrze myślących. Przechadzając się w nocy po mieście, zauważyłem, kilkoro z was, nie mogących ustać na własnych nogach – zmrużył oczy. – W dodatku mój schowek na wysokooprocentowane trunki, został opróżniony – podsumował.  – Wiesz coś o tym?
W jednej chwili, wydarzenia z wczorajszego wieczoru, przewinęły się w jej głowie jak klatki z filmu.
- Tak mistrzu – potwierdziła. – Całą winę biorę na siebie. To wszystko moja wina – rzekła stanowczo.
Nie chciała obciążać winą przyjaciół. W końcu to ona ich wszystkich upiła. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, co ją do tego podkusiło, żeby brać alkohol mistrza.
Staruszek cmoknął i mimowolnie się uśmiechnął.
- Jak zwykle szlachetna. Jednak wiem o wszystkim i karę rozdzielę po równo – pokiwał głową ucieszony. – A będzie ona sprawiedliwa – zachichotał.
Erza uśmiechnęła się cierpko.
- Nie można niczego przed tobą ukryć – powiedziała, lekko się rozluźniając.
Zerknął na nią, przenikającym wzrokiem i spoważniał.
- Masz rację – potaknął, prostując się. – Wejdźcie.
Drzwi znajdujące się za nią, powoli otworzyły się i do uszu dziewczyny doszły odgłosy kroków. Odwróciła się, czując jak jej ciało sztywnieje.
Do pokoju weszła lekko zdenerwowana Mei, a za nią, zakapturzony mężczyzna. Zamknął on drzwi i niepewnie odsłonił twarz.
Erza z obawą spojrzała na mistrza.
- Długo miałaś zamiar go ukrywać, nie informując mnie o niczym? – spytał surowo. – Czy wiesz, że jest poszukiwany przez Radę, bo zdrajcy nie mogą być na wolności?
-Wiem… - szepnęła spuszczając głowę. Nerwowo zaciskała zbielałe pięści.
- I co miałaś zamiar w tej sprawie zrobić?
Ból w klatce piersiowej, nasilał się z każdym oddechem, a w głowie panował zamęt. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy z pewnością jaką osiągnęła, dzięki uporowi.
- Chronić go.
Mierzyli się wzrokiem przez dłuższy czas. Żadne z nich nie chciało ustąpić. W końcu Macarov, westchnął, porał oczy palcami i zerknął na stojące przed nim rodzeństwo.
- Czy jesteście pewni, odpowiedzialności jaka spadnie na gildię, kiedy Rada dowie się, że tu jest ukrywany zdrajca? – spytał.
- Tak.
- Mistrzu.
Erza stanęła przed nim i nie do końca panując nad emocjami, uklęknęła przed nim i czując łzy na policzku, skłoniła głowę.
- Proszę… - chciała coś powiedzieć, ale nie mogła zebrać słów.
Poczuła dotyk dłoni na swojej głowie i powoli ją uniosła.
Mistrz patrzył na nią dobrotliwie i trochę niepewnie uśmiechnął się.
- Spokojnie.
Zerknął na Jellal’a i zmrużył oczy w zamyśleniu. Dziewczyna wstała i przetarła oczy, wierzchem dłoni.
- Niewielu cię widziało prawda? – spytał staruszek, podchodząc bliżej.
- Nie – odrzekł cichym głosem mężczyzna.
- W takim razie… Możemy podać cię za kogoś innego – postanowił, uśmiechając się chytrze.
- Jak to? – zdziwiła się Erza.
- Jeden z członków Fairy tail jest wam nieznany z twarzy, prawda? – stwierdził, zerkając na dziewczynę.
Scarlet przekopała w pamięci listę członków i dopasowała do nich obrazy ich twarzy. Brakowało jednego z nich.
- Mystogan… - szepnęła.
- Właśnie – uśmiechnął się dumny, podchodząc do biurka.
- Tak więc…
- Więc, od dzisiaj Jellal Fernandes będzie się przedstawiał jako Mystogan, który nie jest spokrewniony z obecną tu Mei, ale łączy ich jedynie podobieństwo w wyglądzie – wzruszył ramionami, siadając w fotelu. – Jednak, nie będziesz mógł, od tak, przechadzać się po mieście. Najpierw trzeba zaimprowizować pojawienie się nikomu nieznajomego członka.
Emocje wzięły górę i niemogąca się już dłużej powstrzymywać Erza, wybuchła płaczem i doskakując do mistrza uścisnęła go rozradowana.
- Dziękuję… - załkała.
Poczuła obejmujące ją krótkie starcze ramiona i ogarnęło ją szczęście.
- Dziecko, pamiętaj, że nie możesz zawsze polegać tylko na sobie.
- Wiem… - pociągnęła nosem i odkleiła się od Macarova.
Uśmiechnęła się i spojrzała na stojące rodzeństwo, których twarze wyrażały ulgę.

Strapiona Lucy, której oczy były opuchnięte od płaczu, weszła wraz z Caną do budynku gildii. Od razu rzuciło jej się w oczy, że ludzie byli dziwnie niespokojni, jakby coś się miało wydarzyć. Wymieniła zdziwione spojrzenia z przyjaciółką i pospiesznie podeszły do baru, za którym stała Mira, wyglądająca jakby miała iść na ścięcie.
- Co się stało? – spytała blondynka.
Strauss ożywiła się, kiedy zobaczyła Heartfilie i ze zmartwieniem spytała:
- A tobie co się stało?
Dziewczyna machnęła ręką.
- Nic takiego. Powiedz lepiej, co tu się dzieje. Czemu wszyscy są tacy niespokojni?
- Wiesz, to ma związek z wczoraj… - zaczęła skruszona, zezując na boki.
W tej samej chwili na blat baru wskoczył zadowolony Macarov i z założonymi na biodrach dłońmi, obrzucił roześmianym wzrokiem wszystkich zebranych.
- Balujący wczoraj magowie, wystąp przed bar – polecił.
Lucy wraz z Caną i innymi stanęła w wyznaczonym miejscu. Obok nich zatrzymała się Erza z dość strapioną miną. Zdziwiona Lucy, nie wiedząc, czego się spodziewać, zerknęła na mistrza.
- Moi kochani. Wczoraj miała miejsce nielegalna libacja, o której dowiedziałem się dzisiaj rano. Z tej okazji, że wypiliście wszystkie moje cenne napoje, dostaniecie za to stosowną nagrodę.
- Nagrodę? – wyrwało się zdziwionemu Natsu.
Staruszek skarcił go wzrokiem.
- I to specjalną – dodał.
- A co to? – ciągnął zainteresowany chłopak.
- Właśnie do tego zmierzam – pokiwał głową zadowolony.
Zapanowała cisza. Każdy spoglądał po sobie, nie wiedząc, czego oczekiwać. Lucy badawczo zerknęła na nazbyt ożywionego maga ognia.
- Tak więc, mężczyźni dostają miesięczny obowiązek czyszczenia basenu, mycia okien i… sprzątania wszystkich publicznych toalet, włącznie z tą tu w gildii i moją osobistą – skwitował, szczerząc się.
- Cooo??!! – magowie ryknęli chórem.
Dziewczyna patrzyła na ich zmieszane i oburzone twarze, wychwytując pojedyncze słowa z szemrania pomiędzy nimi.
- A główny winowajca popijawy? – wtrącił poirytowany Gajeel.
Mistrz uniósł brew i skierował wzrok w stronę zmieszanej Erzy. Wszyscy naraz na nią spojrzeli.
- Erza Scarlet otrzyma zadanie specjalne, polegające na sprzątaniu mojego domu i cotygodniowej pielęgnacji moich stup, aż do odwołania – stwierdził bez ogródek. – A panna Mira, będzie codziennie mi gotować. Obie w strojach pokojówek – uśmiech na jego twarzy zrobił się ogromny a oczy zalśniły.
- Ma przesrane… - podsumował Gray.
- Masz jakieś obiekcje? Może któraś z nich się zawsze z tobą zamienić – mruknął Macarov.
Mężczyźni jednocześnie wybuchli gromkim śmiechem.
- Ha ha… Mózgolód jako pokojóweczka… Chciałbym to zobaczyć – zakpił Natsu, krztusząc się śmiechem.
- Uważaj ty…
- Cisza – zganił ich staruszek.
Wszyscy jak na raz zamilkli.
- Skoro wszyscy wiedzą, jaka czeka ich praca, możecie się rozejść – polecił, zeskakując z blatu.
Chichocząc w szybkim tempie zniknął, za drzwiami gabinetu.
Lucy westchnęła. Ona nie dostała żadnej kary, więc nie musiała się tym aż tak przejmować.
Martwiła się jedynie jej drogocenną szkatułką na listy, która była dla niej najcenniejszym skarbem. Co się mogło z tym stać?
Usiadła na barowym stołku, czując jak zbiera jej się na płacz.
- Co się stało, Lucy? – spytała zmartwiona Erza.
Usiadła obok niej i chwyciła ją delikatnie za dłoń.
- Bo… bo… kiedy była u mnie Cana, zauważyłam, że…. że…
Nie skończyła, bo potok łez samoczynnie wypływał jej z oczu. Ocierała je wierzchem dłoni, jednak nie mogła się uspokoić.
Poczuła dotyk dłoni na ramieniu.
- Jej szkatułka zniknęła – wyjaśniła Cana.
Erza otworzyła szerzej oczy, uświadamiając sobie znaczenie tych słów.
- Ta szkatułka z listami? – spytała.
Heartfilia pokiwała twierdząco głową.
- Kto ostatni był w twoim mieszkaniu?
Blondynka uspokoiła się na tyle, by spojrzeć jej w oczy.
- Chyba… Natsu…
Scarlet nagle uderzyła pięścią w stół. Chwyciła mocniej dziewczynę za rękę i wraz z Caną wyszły w pośpiechu z budynku gildii. Mijając zajętych sobą magów, przemknęły w mgnieniu oka spoza teren miasta.
Ledwo orientująca się w sytuacji Lucy, dopiero po pewnym czasie uzmysłowiła sobie, gdzie zmierzają i przed kogo domem się zatrzymały.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Erza wyszła przez drzwi niosąc przed sobą w rękawiczkach ozdobną szkatułkę.
- To twoje, prawda?
Lucy nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Przecież to dom…
- Natsu – dokończyła za nią Scarlet. – W takim razie, wysyłam do niego dzisiaj stosowne pismo sądowe – stwierdziła zawzięta.