- To
się nie dzieję naprawdę… - mamrotała histerycznie.
Dziewczyny
z przerażeniem oczekiwały, tego co zrobi ich przyjaciółka. Lucy była wściekła
na Loke’go. Jak on mógł im coś takiego zrobić? Przez myśl, przemknęła jej
głupia myśl, że mógł być zazdrosny o to co zaczynała czuć do Natsu. Jednak skąd
by o tym wiedział…?
Ukradkowo
spojrzała na siedzącą obok Mei. Zauważyła zmieniającą się mimikę jej twarzy.
Nie było na niej już widać strachu, lecz pojawiający się błogi spokój i
zadowolenie. Nawet kąciki jej ust unosiły się leciutko ku górze, jak się domyślała,
by nie wyprowadzić Erzy z mocno zachwianej równowagi.
Zerknęła
na stojącą niedaleko parę. Chłopak przyglądał się z ciekawością, stojącej przy
nim dziewczynie, jakby wyczekując czegoś niespodziewanego. Ta zaś uniosła ręce
i razem z wypuszczanym, głębokim oddechem, opuściła je w dół, próbując się
uspokoić.
Otworzyła
powoli powieki i z cierpkim uśmiechem, obdarzyła je niepewnym wzrokiem.
-
Możecie mi wyjaśnić, co robiłyście na tamtym drzewie? – spytała spokojnie,
wskazując palcem na gałąź, gdzie umościł się uradowany Loke.
- Siedziałyśmy sobie – zaszczebiotała Mei,
odsłaniając rząd białych zębów.
-
Wiem – potaknęła. – Tylko, dlaczego?
- Oglądałyśmy
ptaszki – ciągnęła, chcąc się z nią podrażnić.
Scarlet
przetarła twarz dłonią, czując irytację.
-
Mei, daj spokój. Proszę… - westchnęła, patrząc błagalnym wzrokiem.
Dziewczyna
niespiesznie wstała i podeszła do nich. Poklepała brata po barku, posyłając mu
znaczący uśmiech i spojrzała w oczy Tytanii.
-
Wiesz, martwiłam się o ciebie. – Mówiła ciepło. – Powinnaś mi była powiedzieć o
tej kartce. – mrugnęła jednym okiem i kontynuowała: - Powinnam się domyślić, że
to mój młodszy braciszek, jednak wielu jest typów, którzy chcą ciebie dopaść…
Erza
uśmiechnęła się pewnie, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Mei uniosła
dłoń, dając jej znak, żeby milczała.
-
Nie masz pojęcia, jak silni są ci ludzie. Ja wiem. Widziałam ich, mają
niespotykane umiejętności i nie sądzę, żeby cała gildia dałaby radę pokonać
choćby jednego z nich – wyjaśniła z powagą.
- To
prawda… - westchnął cicho Jellal, patrząc gdzieś w dal, nieobecnym wzrokiem.
Erza
ściągnęła brwi, jakby próbowała sobie uzmysłowić śmiertelne znaczenie ich wypowiedzi.
Lucy przekonała się niejednokrotnie o potędze Scarlet, jednak nie potrafiła
sobie wyobrazić, że w takim starciu mogłaby przegrać. Potrząsnęła głową,
wyzbywając się złych myśli i wstała.
Złapała
czerwono włosą delikatnie za dłonie i kiedy ta spojrzała w jej oczy,
uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-
Nie miej nam za złe, że cię obserwowałyśmy. Chciałyśmy wiedzieć, że jesteś
bezpieczna – powiedziała.
Widziała
w oczach Erzy zmieszanie i wzruszenie. Poczuła ulgę, wiedząc, że nie jest na
nie zła.
Ujęta
ich troską przyjaciółka, przytuliła obie towarzyszki jednocześnie. Ściskając
je, spojrzała wdzięcznie na czule obdarzającego ją wzrokiem mężczyznę.
-
Dziękuję – szepnęła bezgłośnie.
Jellal
skinął głową i uśmiechnął się delikatnie.
Natsu
snuł się bocznymi uliczkami, kopiąc co jakiś czas leżące na drodze kamyki. Trzymane w kieszeniach dłonie, posępna mina i zamyślone spojrzenie, były czymś
niecodziennym. Cały czas odtwarzał w myślach ostatnie słowa Lucy:
Przesadziłeś tym razem. Wyjazd stąd,
tak samo jak się tu dostaliście…
Widząc
ją wtedy, czuł się okropnie. Wiedział, że będzie na niego zła, ale nie
spodziewał się takiej reakcji. Domyślał się, że później płakała. Dostrzegł
wtedy łzy w jej oczach..
Jęknął
skwaszony, karcąc się w myślach.
-
Natsu…? Źle się czujesz? – spytał cicho zmartwiony Happy.
Chłopak
spojrzał na niego zaskoczony. Zupełnie zapomniał, że przyjaciel leci obok
niego. Westchnął i uśmiechnął się cierpko.
-
Nie… Martwię się o Lucy.
Kot
położył łapę na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy.
-
Przejdzie jej. Ona zawsze ci wybacza – pocieszał go, chociaż wyraźnie widział,
jak bardzo jest przejęty.
-
Chyba nie tym razem Happy. Nie widziałeś jej… - zrobił kwaśną minę,
przypominając sobie wspomnienie jej oczu.
Wyszli
na główną ulicę. Wokół unosił się zapach pieczonego pieczywa, kwiatów i Świerzych
owoców. Niedaleko była piekarnia i targ. Chłopak był głodny, jednak ignorował
coraz głośniejsze burczenie w brzuchu.
Poczuł
lekkie szarpnięcie. Zerknął na zainteresowanego czymś przyjaciela. Ten
uśmiechnął się tajemniczo, kiedy zatrzymali się przed szybą sklepu.
-
Natsu… tak sobie myślę, że powinniśmy tu wejść – zamruczał wskazując na drzwi.
Oczy
chłopaka zalśniły, a on sam od razu się ożywił.
-
Happy, jesteś geniuszem! – zawołał radośnie.
-
Wiem o tym – zachichotał kot.
Levy
z trudem otworzyła drzwi księgarni i wyszła na zewnątrz. Wielki stos niosła
ostrożnie, idąc powoli, by nie upuścić. Mając ograniczone pole widzenia, szła
na intuicję. Tomy coraz bardziej jej ciążyły, a przed nią zostało sporo drogi.
- Chyba
trochę przesadziłam… - mruknęła cicho, zastanawiając się czy nie przepuściła
pieniędzy zarobionych z ostatniej misji.
Momentalnie
zderzyła się z czymś twardym i razem z książkami wylądowała na ziemi.
- Aj…
- jęknęła czując przeszywający ból w pośladkach.
Zerknęła
w górę, sprawdzając o co uderzyła. Zbladła, widząc stojącego przed nią,
zdezorientowanego Gajeela, gotowego do zadania ciosu. Rozdrażniony taksował ją
karcącym spojrzeniem.
-
Przepraszam… - szepnęła zawstydzona.
Mag
rozluźnił się i na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-
Uważaj jak chodzisz. Mi nic nie zrobisz, ale innych mogłabyś zabić, tymi
klamotami. Z resztą siebie też… - burknął.
-
Dzięki – sapnęła, wstając.
Otrzepała
z kurzu sukienkę, kucnęła i zaczęła zbierać książki. Czuła na sobie jego kpiący
wzrok, wywołujący ciarki karku. Sięgając po zbiory widziała rzucany na nią cień
i swoje drżące dłonie. Myślała tylko o tym, by nie zauważył jej zdenerwowania,
kiedy jest blisko niej. Wiedziała, że rzuci wtedy jakąś kąśliwą uwagę, a to jej
się nie spodoba.
Ułożywszy
z powrotem wysoki stos, przymierzała się, żeby go podnieść.
-
Zwariowałaś? Chcesz znowu zaliczyć glebę? – krzyknął, ubiegłszy jej zamiar.
Trzymając
książki, patrzył na jej zdziwioną minę z politowaniem.
-
Zaniosę je, a ty mnie prowadź – uśmiechnął się odsłaniając wszystkie zęby.
Levy
potrząsnęła głową, wyrywając się z otępienia i ruszyła przodem. Nie oczekiwała
od niego pomocy. Ba! Nawet nie śmiałaby prosić, a on sam się zadeklarował. Było
jej miło, jednak miała przeczucie, że nie robi tego z dobroci serca, a kryje
się za tym haczyk.
Zapiekły
ją policzki, kiedy o tym pomyślała i przyspieszyła, nie chcąc, by ujrzał jej
twarz.
-
Jeżeli mnie zostawisz, nie licz na to, że będą bezpieczne – odezwał się
złośliwie.
Dziewczyna
zwolniła.
-
Nie zostawię – stwierdziła, idąc z nim ramie w ramie.
Uśmiechnął
się cynicznie, wydając odgłos zadowolenia.
Szli
obok siebie w ciszy. Levy ukradkowo spoglądała na Gajeela, uporczywie
zastanawiając się, o co mu chodzi. Dotarli na miejsce.
Wyciągnęła
klucz z kieszeni i wsadziła go w zamek. Otworzyła drzwi i szybko weszła do
środka. Rozejrzała się po wnętrzu mieszkania. Szczęśliwie nie było brudno,
dzięki czemu uniknęła uwag odnośnie jej sprzątania.
Weszli
do salonu.
- Połóż
je tam – skazała na kąt przy ścianie.
-
Jasne – mruknął, oddalając się od niej.
Umieścił
stos w wyznaczonym miejscu i z ciekawością rozejrzał się po pomieszczeniu.
-
Czy ty wszędzie masz tyle książek? – spytał, przyglądając jej się z
ciekawością.
-
Tak. Bardzo je lubię – uśmiechnęła się promiennie.
Utkwił
w niej spojrzenie na parę sekund i odwrócił się w stronę okna. Stał do niej
plecami, a ona czuła narastający niepokój. Byli całkiem sami i zupełnie nie
wiedziała jak ma się zachować.
Zrobiła
krok do przodu.
-
Może się czegoś napijesz…? – spytała nieśmiało.
Kiedy
odwrócił się, uśmiechała się delikatnie, starając się by wyglądać zupełnie
naturalnie. Żołądek podchodził jej do gardła, a trzęsące się nogi, zdawały się
mieć własne życie.
Zlustrował
ją od góry do dołu i podszedł bliżej.
- Ty
się mnie boisz – zakpił, krzyżując ręce na piersi.
-
Nie – pisnęła przez ściśnięte gardło.
Utkwiła
w jego oczach wzrok, chcąc udowodnić swoją pewność.
-
Ge-hee… Nie jesteś dobrym kłamcą – mruknął uśmiechając się złośliwie.
Ścisnęła
dłonie w pięści, czując pojawiające się na policzkach wypieki.
- Masz
zamiar się ze mnie ponabijać? Po mi w takim razie pomogłeś i czego ode mnie
chcesz? – zapytała zdenerwowana.
-
Miałem taki kaprys – mruknął. – Wyjątkowo nie mam ochoty ci docinać.
-
Więc dlaczego zaniosłeś za mnie książki?
Rzucił
jej znaczące spojrzenie i ruszył w stronę wyjścia. Otwierając drzwi, zatrzymał
się.
-
Powiedz blondynie, że głupio wyszło, ale to był pomysł tego napalonego idioty –
rzucił i nie oglądając się, wyszedł zostawiając ją samą.
Zdezorientowana
stała w miejscu i utkwiła wzrok w drzwiach, za którymi zniknął Gajeel. Więc
tylko o to mu chodziło? Żeby przekazała Lucy jego wymówkę?
W
pewnym sensie rozczarowana takim obrotem sprawy zajęła się układaniem nowych
ksiąg na pułkach.
Lucy
wracała zadowolona do domu. Uśmiechała się, będąc szczęśliwa, że nie dostało im
się z Mei za szpiegowanie Erzy, która oddaliła się później od nich razem z
Jellal’em.
Słońce
powoli zachodziło, barwiąc wszystko wokół kolorami pomarańczy, żółci i różu. Po
ostatnich wydarzeniach, ten dzień zaliczała do wyjątkowo udanych. Przechadzała
się niespiesznie ulicą, nucąc coś cicho i witając, mijanych mieszkańców.
W
końcu doszła do domu. Otworzyła drzwi do mieszkania i weszła do środka.
Przechodząc obok lodówki, z jej brzucha dało się słyszeć głośne burczenie.
Zaśmiała
się cicho.
Wyciągnęła
z niej jajka, pomidory, mleko i sok pomarańczowy. Poszukała na pułkach przypraw,
patelni, miski i trzepaczki. Podrygując, przygotowała sobie na kolacje
smakowicie pachnący omlet. Zbliżyła twarz do dania i wciągnęła nosem
wydobywający się z niego zapach.
-
Rany, jaka jestem głodna – zachichotała, nakładając sobie porcję na talerz.
Nalewając
do szklanki sok, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zerknęła w ich kierunku.
Odłożyła naczynia i poszła by otworzyć. Pociągnęła za klamkę.
Za
progiem stał zakłopotany Natsu z niepewnym wyrazem twarzy.
-
Lucy, ja… mogę wejść? – spytał nieśmiało.
Patrzyła
na niego uważnie. W końcu uśmiechnęła się i otworzyła szerzej.
-
Tak – kiwnęła głową.
Zauważyła,
że się rozpromienił. Wszedł do środka i zatrzymał się, czekając aż zamknie za
nim drzwi. Odwrócił się lekko spięty.
Poluźnił
biały szalik i utkwił w jej oczach rozbiegane spojrzenie.
-
Lucy, ja… Chciałem cię bardzo przeprosić, za to co się wczoraj stało. To było
głupie i dziecinne i obiecuję, że się więcej nie powtórzy. Nie będę grzebał ci
nigdy w szafach, będę starał się wchodzić drzwiami… - trajkotał jak nakręcony,
rumieniąc się na twarzy.
Dziewczyna
będąc na niego wcześniej zła, teraz zaczęła chichotać. Rozśmieszyło ją
zachowanie speszonego chłopaka, który tak ją przepraszał. Zdziwiony Natsu
patrzył na nią i nie wiedział jak ma się w tej sytuacji zachować. Nie chciała
go karcić ani na niego krzyczeć. Wtedy dała po prostu upust rosnącej w niej
frustracji, spowodowanej ostatnią misją, przez którą wcześniej czy później i
tak by z siebie wyrzuciła.
Uśmiechnęła
się łagodnie.
-
Nie przepraszaj już, proszę – szepnęła i przytuliła go.
Zaskoczyła
samą siebie, jednak nie cofnęła się i obejmowała go tak długo, aż poczuła, że
chłopak się rozluźnia.
-
Wiesz… mam coś dla Ciebie – wybełkotał i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko.
Włożył
je w jej dłoń i czekał, uśmiechając się radośnie, aż je otworzy. Zaskoczona,
powoli je otworzyła. Zobaczyła tą samą bransoletkę, którą widziała parę dni
temu na wystawie w sklepie jubilerskim.
Spojrzała
na niego zmieszana.
- Natsu,
ale za co to?
Uśmiechnął
się przepraszająco.
- Za
to, że musisz mnie znosić i za kłopoty, które ci sprawiam – wzruszył ramionami.
Wzruszona,
jeszcze raz do niego przylgnęła, jednak teraz bardziej czule. Objął ją
ramionami i przytulił policzek do jej głowy.
-
Nie gadaj głupot… - zachichotała. – Dziękuję – szepnęła wtulając się w jego
pierś.
Czuła
jego ciepło i było jej dobrze. Ogarnął ją błogi spokój i poczucie
bezpieczeństwa, którego tak pragnęła. Nie chciała się już na niego gniewać.
Wiedziała, że przebywanie z nim związane jest z ciągłymi niespodziankami, ale
gdyby nie one, byłoby nudno.
Usłyszała
głośne burczenie, dobiegające z brzucha Natsu.
-
Może zostaniesz na kolacji, co? Mam omlet – zaproponowała, wyswobadzając się z
jego uścisku.
- Drugi
raz nie musisz mówić. Jestem potwornie głodny – zaśmiał się, idąc do stołu.
- To
tak jak ja – zachichotała, wyciągając z szuflady drugi talerz.
Cieszył
ją fakt, że tego posiłku nie będzie jadła sama.
Nadrobiłam ~ !
OdpowiedzUsuńJerza, bardzo ładnie ci to wyszło. NaLu, jeszcze lepiej. Gajeelem się zawiodłam, no ale czego my się spodziewać po zakutym łbie?
Dzisiaj krótko, bo mam jeszcze pełno innych do nadrabiania, więc wybacz :(
Buziam ~ !
~Reneeé
Zostałaś nominowana do Liebster Award ~ !
OdpowiedzUsuńBickslow : Więcej informacji znajdziesz tutaj -> http://fairy-tail-love.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam ~ !
~Reneé
Natsu taki potulny i jeszcze przeprasza :o woo ujęłaś mnie tym :333
OdpowiedzUsuńKurde ach ten Gajeel!Mógłby wykazywac większe zainteresowanie Levy ! :D