Łączna liczba wyświetleń

19 lutego 2013

Rozdział 10 - Otrzymując drugą szanę

Erza zamrugała kilkukrotnie, potrząsając głową.
- To się nie dzieję naprawdę… - mamrotała histerycznie.
Dziewczyny z przerażeniem oczekiwały, tego co zrobi ich przyjaciółka. Lucy była wściekła na Loke’go. Jak on mógł im coś takiego zrobić? Przez myśl, przemknęła jej głupia myśl, że mógł być zazdrosny o to co zaczynała czuć do Natsu. Jednak skąd by o tym wiedział…?
Ukradkowo spojrzała na siedzącą obok Mei. Zauważyła zmieniającą się mimikę jej twarzy. Nie było na niej już widać strachu, lecz pojawiający się błogi spokój i zadowolenie. Nawet kąciki jej ust unosiły się leciutko ku górze, jak się domyślała, by nie wyprowadzić Erzy z mocno zachwianej równowagi.
Zerknęła na stojącą niedaleko parę. Chłopak przyglądał się z ciekawością, stojącej przy nim dziewczynie, jakby wyczekując czegoś niespodziewanego. Ta zaś uniosła ręce i razem z wypuszczanym, głębokim oddechem, opuściła je w dół, próbując się uspokoić.
Otworzyła powoli powieki i z cierpkim uśmiechem, obdarzyła je niepewnym wzrokiem.
- Możecie mi wyjaśnić, co robiłyście na tamtym drzewie? – spytała spokojnie, wskazując palcem na gałąź, gdzie umościł się uradowany Loke.
-  Siedziałyśmy sobie – zaszczebiotała Mei, odsłaniając rząd białych zębów.
- Wiem – potaknęła. – Tylko, dlaczego?
- Oglądałyśmy ptaszki – ciągnęła, chcąc się z nią podrażnić.
Scarlet przetarła twarz dłonią, czując irytację.
- Mei, daj spokój. Proszę… - westchnęła, patrząc błagalnym wzrokiem.
Dziewczyna niespiesznie wstała i podeszła do nich. Poklepała brata po barku, posyłając mu znaczący uśmiech i spojrzała w oczy Tytanii.
- Wiesz, martwiłam się o ciebie. – Mówiła ciepło. – Powinnaś mi była powiedzieć o tej kartce. – mrugnęła jednym okiem i kontynuowała: - Powinnam się domyślić, że to mój młodszy braciszek, jednak wielu jest typów, którzy chcą ciebie dopaść…
Erza uśmiechnęła się pewnie, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Mei uniosła dłoń, dając jej znak, żeby milczała.
- Nie masz pojęcia, jak silni są ci ludzie. Ja wiem. Widziałam ich, mają niespotykane umiejętności i nie sądzę, żeby cała gildia dałaby radę pokonać choćby jednego z nich – wyjaśniła z powagą.
- To prawda… - westchnął cicho Jellal, patrząc gdzieś w dal, nieobecnym wzrokiem.
Erza ściągnęła brwi, jakby próbowała sobie uzmysłowić śmiertelne znaczenie ich wypowiedzi. Lucy przekonała się niejednokrotnie o potędze Scarlet, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, że w takim starciu mogłaby przegrać. Potrząsnęła głową, wyzbywając się złych myśli i wstała.
Złapała czerwono włosą delikatnie za dłonie i kiedy ta spojrzała w jej oczy, uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Nie miej nam za złe, że cię obserwowałyśmy. Chciałyśmy wiedzieć, że jesteś bezpieczna – powiedziała.
Widziała w oczach Erzy zmieszanie i wzruszenie. Poczuła ulgę, wiedząc, że nie jest na nie zła.
Ujęta ich troską przyjaciółka, przytuliła obie towarzyszki jednocześnie. Ściskając je, spojrzała wdzięcznie na czule obdarzającego ją wzrokiem mężczyznę.
- Dziękuję – szepnęła bezgłośnie.
Jellal skinął głową i uśmiechnął się delikatnie.
 
Natsu snuł się bocznymi uliczkami, kopiąc co jakiś czas leżące na drodze kamyki. Trzymane w kieszeniach dłonie, posępna mina i zamyślone spojrzenie, były czymś niecodziennym. Cały czas odtwarzał w myślach ostatnie słowa Lucy:
Przesadziłeś tym razem. Wyjazd stąd, tak samo jak się tu dostaliście…
Widząc ją wtedy, czuł się okropnie. Wiedział, że będzie na niego zła, ale nie spodziewał się takiej reakcji. Domyślał się, że później płakała. Dostrzegł wtedy łzy w jej oczach..
Jęknął skwaszony, karcąc się w myślach.
- Natsu…? Źle się czujesz? – spytał cicho zmartwiony Happy.
Chłopak spojrzał na niego zaskoczony. Zupełnie zapomniał, że przyjaciel leci obok niego. Westchnął i uśmiechnął się cierpko.
- Nie… Martwię się o Lucy.
Kot położył łapę na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy.
- Przejdzie jej. Ona zawsze ci wybacza – pocieszał go, chociaż wyraźnie widział, jak bardzo jest przejęty.
- Chyba nie tym razem Happy. Nie widziałeś jej… - zrobił kwaśną minę, przypominając sobie wspomnienie jej oczu.
Wyszli na główną ulicę. Wokół unosił się zapach pieczonego pieczywa, kwiatów i Świerzych owoców. Niedaleko była piekarnia i targ. Chłopak był głodny, jednak ignorował coraz głośniejsze burczenie w brzuchu.
Poczuł lekkie szarpnięcie. Zerknął na zainteresowanego czymś przyjaciela. Ten uśmiechnął się tajemniczo, kiedy zatrzymali się przed szybą sklepu.
- Natsu… tak sobie myślę, że powinniśmy tu wejść – zamruczał wskazując na drzwi.
Oczy chłopaka zalśniły, a on sam od razu się ożywił.
- Happy, jesteś geniuszem! – zawołał radośnie.
- Wiem o tym – zachichotał kot.
 
Levy z trudem otworzyła drzwi księgarni i wyszła na zewnątrz. Wielki stos niosła ostrożnie, idąc powoli, by nie upuścić. Mając ograniczone pole widzenia, szła na intuicję. Tomy coraz bardziej jej ciążyły, a przed nią zostało sporo drogi.
- Chyba trochę przesadziłam… - mruknęła cicho, zastanawiając się czy nie przepuściła pieniędzy zarobionych z ostatniej misji.
Momentalnie zderzyła się z czymś twardym i razem z książkami wylądowała na ziemi.
- Aj… - jęknęła czując przeszywający ból w pośladkach.
Zerknęła w górę, sprawdzając o co uderzyła. Zbladła, widząc stojącego przed nią, zdezorientowanego Gajeela, gotowego do zadania ciosu. Rozdrażniony taksował ją karcącym spojrzeniem.
- Przepraszam… - szepnęła zawstydzona.
Mag rozluźnił się i na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Uważaj jak chodzisz. Mi nic nie zrobisz, ale innych mogłabyś zabić, tymi klamotami. Z resztą siebie też… - burknął.
- Dzięki – sapnęła, wstając.
Otrzepała z kurzu sukienkę, kucnęła i zaczęła zbierać książki. Czuła na sobie jego kpiący wzrok, wywołujący ciarki karku. Sięgając po zbiory widziała rzucany na nią cień i swoje drżące dłonie. Myślała tylko o tym, by nie zauważył jej zdenerwowania, kiedy jest blisko niej. Wiedziała, że rzuci wtedy jakąś kąśliwą uwagę, a to jej się nie spodoba.
Ułożywszy z powrotem wysoki stos, przymierzała się, żeby go podnieść.
- Zwariowałaś? Chcesz znowu zaliczyć glebę? – krzyknął, ubiegłszy jej zamiar.
Trzymając książki, patrzył na jej zdziwioną minę z politowaniem.
- Zaniosę je, a ty mnie prowadź – uśmiechnął się odsłaniając wszystkie zęby.
Levy potrząsnęła głową, wyrywając się z otępienia i ruszyła przodem. Nie oczekiwała od niego pomocy. Ba! Nawet nie śmiałaby prosić, a on sam się zadeklarował. Było jej miło, jednak miała przeczucie, że nie robi tego z dobroci serca, a kryje się za tym haczyk.
Zapiekły ją policzki, kiedy o tym pomyślała i przyspieszyła, nie chcąc, by ujrzał jej twarz.
- Jeżeli mnie zostawisz, nie licz na to, że będą bezpieczne – odezwał się złośliwie.
Dziewczyna zwolniła.
- Nie zostawię – stwierdziła, idąc z nim ramie w ramie.
Uśmiechnął się cynicznie, wydając odgłos zadowolenia.
Szli obok siebie w ciszy. Levy ukradkowo spoglądała na Gajeela, uporczywie zastanawiając się, o co mu chodzi. Dotarli na miejsce.
Wyciągnęła klucz z kieszeni i wsadziła go w zamek. Otworzyła drzwi i szybko weszła do środka. Rozejrzała się po wnętrzu mieszkania. Szczęśliwie nie było brudno, dzięki czemu uniknęła uwag odnośnie jej sprzątania.
Weszli do salonu.
- Połóż je tam – skazała na kąt przy ścianie.
- Jasne – mruknął, oddalając się od niej.
Umieścił stos w wyznaczonym miejscu i z ciekawością rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Czy ty wszędzie masz tyle książek? – spytał, przyglądając jej się z ciekawością.
- Tak. Bardzo je lubię – uśmiechnęła się promiennie.
Utkwił w niej spojrzenie na parę sekund i odwrócił się w stronę okna. Stał do niej plecami, a ona czuła narastający niepokój. Byli całkiem sami i zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować.
Zrobiła krok do przodu.
- Może się czegoś napijesz…? – spytała nieśmiało.
Kiedy odwrócił się, uśmiechała się delikatnie, starając się by wyglądać zupełnie naturalnie. Żołądek podchodził jej do gardła, a trzęsące się nogi, zdawały się mieć własne życie.
Zlustrował ją od góry do dołu i podszedł bliżej.
- Ty się mnie boisz – zakpił, krzyżując ręce na piersi.
- Nie – pisnęła przez ściśnięte gardło.
Utkwiła w jego oczach wzrok, chcąc udowodnić swoją pewność.
- Ge-hee… Nie jesteś dobrym kłamcą – mruknął uśmiechając się złośliwie.
Ścisnęła dłonie w pięści, czując pojawiające się na policzkach wypieki.
- Masz zamiar się ze mnie ponabijać? Po mi w takim razie pomogłeś i czego ode mnie chcesz? – zapytała zdenerwowana.
- Miałem taki kaprys – mruknął. – Wyjątkowo nie mam ochoty ci docinać.
- Więc dlaczego zaniosłeś za mnie książki?
Rzucił jej znaczące spojrzenie i ruszył w stronę wyjścia. Otwierając drzwi, zatrzymał się.
- Powiedz blondynie, że głupio wyszło, ale to był pomysł tego napalonego idioty – rzucił i nie oglądając się, wyszedł zostawiając ją samą.
Zdezorientowana stała w miejscu i utkwiła wzrok w drzwiach, za którymi zniknął Gajeel. Więc tylko o to mu chodziło? Żeby przekazała Lucy jego wymówkę?
W pewnym sensie rozczarowana takim obrotem sprawy zajęła się układaniem nowych ksiąg na pułkach.
 
Lucy wracała zadowolona do domu. Uśmiechała się, będąc szczęśliwa, że nie dostało im się z Mei za szpiegowanie Erzy, która oddaliła się później od nich razem z Jellal’em.
Słońce powoli zachodziło, barwiąc wszystko wokół kolorami pomarańczy, żółci i różu. Po ostatnich wydarzeniach, ten dzień zaliczała do wyjątkowo udanych. Przechadzała się niespiesznie ulicą, nucąc coś cicho i witając, mijanych mieszkańców.
W końcu doszła do domu. Otworzyła drzwi do mieszkania i weszła do środka. Przechodząc obok lodówki, z jej brzucha dało się słyszeć głośne burczenie.
Zaśmiała się cicho.
Wyciągnęła z niej jajka, pomidory, mleko i sok pomarańczowy. Poszukała na pułkach przypraw, patelni, miski i trzepaczki. Podrygując, przygotowała sobie na kolacje smakowicie pachnący omlet. Zbliżyła twarz do dania i wciągnęła nosem wydobywający się z niego zapach.
- Rany, jaka jestem głodna – zachichotała, nakładając sobie porcję na talerz.
Nalewając do szklanki sok, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zerknęła w ich kierunku. Odłożyła naczynia i poszła by otworzyć. Pociągnęła za klamkę.
Za progiem stał zakłopotany Natsu z niepewnym wyrazem twarzy.
- Lucy, ja… mogę wejść? – spytał nieśmiało.
Patrzyła na niego uważnie. W końcu uśmiechnęła się i otworzyła szerzej.
- Tak – kiwnęła głową.
Zauważyła, że się rozpromienił. Wszedł do środka i zatrzymał się, czekając aż zamknie za nim drzwi. Odwrócił się lekko spięty.
Poluźnił biały szalik i utkwił w jej oczach rozbiegane spojrzenie.
- Lucy, ja… Chciałem cię bardzo przeprosić, za to co się wczoraj stało. To było głupie i dziecinne i obiecuję, że się więcej nie powtórzy. Nie będę grzebał ci nigdy w szafach, będę starał się wchodzić drzwiami… - trajkotał jak nakręcony, rumieniąc się na twarzy.
Dziewczyna będąc na niego wcześniej zła, teraz zaczęła chichotać. Rozśmieszyło ją zachowanie speszonego chłopaka, który tak ją przepraszał. Zdziwiony Natsu patrzył na nią i nie wiedział jak ma się w tej sytuacji zachować. Nie chciała go karcić ani na niego krzyczeć. Wtedy dała po prostu upust rosnącej w niej frustracji, spowodowanej ostatnią misją, przez którą wcześniej czy później i tak by z siebie wyrzuciła.
Uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie przepraszaj już, proszę – szepnęła i przytuliła go.
Zaskoczyła samą siebie, jednak nie cofnęła się i obejmowała go tak długo, aż poczuła, że chłopak się rozluźnia.
- Wiesz… mam coś dla Ciebie – wybełkotał i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko.
Włożył je w jej dłoń i czekał, uśmiechając się radośnie, aż je otworzy. Zaskoczona, powoli je otworzyła. Zobaczyła tą samą bransoletkę, którą widziała parę dni temu na wystawie w sklepie jubilerskim.
Spojrzała na niego zmieszana.
- Natsu, ale za co to?
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Za to, że musisz mnie znosić i za kłopoty, które ci sprawiam – wzruszył ramionami.
Wzruszona, jeszcze raz do niego przylgnęła, jednak teraz bardziej czule. Objął ją ramionami i przytulił policzek do jej głowy.
- Nie gadaj głupot… - zachichotała. – Dziękuję – szepnęła wtulając się w jego pierś.
Czuła jego ciepło i było jej dobrze. Ogarnął ją błogi spokój i poczucie bezpieczeństwa, którego tak pragnęła. Nie chciała się już na niego gniewać. Wiedziała, że przebywanie z nim związane jest z ciągłymi niespodziankami, ale gdyby nie one, byłoby nudno.
Usłyszała głośne burczenie, dobiegające z brzucha Natsu.
- Może zostaniesz na kolacji, co? Mam omlet – zaproponowała, wyswobadzając się z jego uścisku.
- Drugi raz nie musisz mówić. Jestem potwornie głodny – zaśmiał się, idąc do stołu.
- To tak jak ja – zachichotała, wyciągając z szuflady drugi talerz.
Cieszył ją fakt, że tego posiłku nie będzie jadła sama.  

3 komentarze:

  1. Nadrobiłam ~ !
    Jerza, bardzo ładnie ci to wyszło. NaLu, jeszcze lepiej. Gajeelem się zawiodłam, no ale czego my się spodziewać po zakutym łbie?
    Dzisiaj krótko, bo mam jeszcze pełno innych do nadrabiania, więc wybacz :(
    Buziam ~ !
    ~Reneeé

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Award ~ !
    Bickslow : Więcej informacji znajdziesz tutaj -> http://fairy-tail-love.blogspot.com/p/liebster-award.html
    Pozdrawiam ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  3. Natsu taki potulny i jeszcze przeprasza :o woo ujęłaś mnie tym :333
    Kurde ach ten Gajeel!Mógłby wykazywac większe zainteresowanie Levy ! :D

    OdpowiedzUsuń